Zanikająca tradycja
Gdy przewodniczka muzealna na Limnos opowiada o ginącym zawodzie, ma łzy w oczach. Oprowadza po Muzeum Tradycji Morskiej i Połowów Gąbki w Nowym Koutali. – W 1938 r. było pięćdziesięciu poławiaczy. Przed wypłynięciem zawsze uroczyście ich żegnano, bo nie było wiadomo, ile osób wróci z rejsu. Gdy wracali, witano ich równie hucznie. Przywozili przecież gąbki, źródło utrzymania rodzin i dobrobytu na wyspie.
Zwyczaj poławiania gąbek dotarł na Limnos wraz z uciekinierami z Koutali (dziś to wyspa Ekinlik w Turcji), którzy przybyli tu w latach 20. zeszłego wieku, w trakcie wojny grecko-tureckiej. Na greckiej wyspie założyli wioskę Nowe Koutali i zaczęli nurkować po gąbki. – Poławianie ustało trzydzieści lat temu. Przestało się opłacać. Poza tym wśród nurków zaczęła się szerzyć jakaś choroba – dodaje przewodniczka muzealna. Dziś dawni poławiacze wyprzedają resztki ściętych gąbek w swoich przydomowych sklepikach. Naturalne myjki jednak nie cieszą się dużym popytem na Limnos. Może dlatego, że turystów – a to przecież oni są głównymi nabywcami – nawet w sezonie ze świecą szukać na wyspie. Przez to Limnos sprawia wrażenie bardzo kameralnej.
Atrakcje Limnos
Oddalona od stałego lądu o prawie pięć godzin promem wyspa znajduje się w północnej części Morza Egejskiego. Gdy Limnos pojawia się na horyzoncie, na próżno szukać na tafli wody zielonej oazy. Limnos jest spalona słońcem i wypłowiała – jak wyspa wulkaniczna. Według legendy ta grecka wyspa należała do Hefajstosa. Bóg ognia miał na nią spaść strącony z Olimpu przez Zeusa. Historycy twierdzą, że pierwsi osadnicy pojawili się w VII w. p.n.e. i posługiwali się językiem lemnijskim. Później dla wyspy nadeszły burzliwe czasy: podbiła ją Persja, podporządkowali sobie Rzymianie, wcieliło Cesarstwo Bizantyjskie, zagarnęła Turcja. Grecja przyłączyła Limnos dopiero w czasie wojny bałkańskiej w 1912 roku.
Do dziś czuć militarną przeszłość wyspy. Nad pejzażem Myriny, największej miejscowości na Limnos, górują ruiny twierdzy. Zbudowany na urwistej skale w XIII w. zamek wenecki był najbardziej okazałym na Morzu Egejskim. Dziś jest, podobnie jak kamienne domy z czasów romańskich i wąskie uliczki pełne straganów, ciekawą atrakcją Myriny. Od strony portu do twierdzy prowadzi szeroka promenada, która w pewnym momencie zwęża się i pnie do góry. Kto zrezygnuje z podejścia, może odpocząć w licznych tawernach wzdłuż wybrzeża. Posmakuje tam wina, z którego słynie wyspa, i makaronu, dość niezwykłego w kuchni greckiej. – To trahanas, czyli lokalny wyrób z mleka i mąki, a w wersji postnej – z mąki i wody – mówi prowadząca piekarnię Fotija i pokazuje opakowanie z drobnymi kluskami. Robi je ręcznie na zapleczu. – Mam jeszcze kolorowy makaron. Pigmentem z kalmarów farbuję na czarno, sokiem pomidorowym na pomarańczowo, a szpinakiem na zielono. Produkty są naturalne i zgodne z miejscową tradycją. Musisz spróbować – uśmiecha się Fotija.