Korfu to druga największa wyspa w archipelagu Wysp Jońskich. Kolor wyłania się tu z wszechobecnej niebieskości: najpierw sinawy zarys, po chwili miodowa plama miasta, jakby rozsypać na piasku grudy złota. Z albańskiej Sarandy płynęłam promem w stronę Korfu, rosłych, spękanych budynków o brunatno-popielatych dachówkach. Przede mną zmurszałość i melancholia Grecji, za mną dopiero co pobudowana nowoczesność Albanii, jej gwar i chaos. Dwa odmienne światy przedzielone wodą.
Miasto Korfu
W architekturze i atmosferze miasta Korfu, zwanego przez Greków Kerkyrą, odbija się skomplikowana historia wyspy, skrawka lądu, który przechodził z rąk do rąk od czasów rzymskich przez okres bizantyjski i rządy Wenecjan po francuskie i brytyjskie panowanie w XIX w.
Nieprzypadkowo kolumnada wzdłuż ulicy Liston wydaje się paryska: to efektowna pamiątka po krótkich, burzliwych rządach Napoleona Bonaparte. Kto był w Paryżu, przypomni sobie spacer po rue de Rivoli, tyle że kolumnada z Korfu jest bardziej kameralna, a w podcieniach jedna kawiarnia sąsiaduje z drugą.
Brytyjscy turyści uwielbiają napomykać o późniejszym, trwającym pięćdziesiąt lat ichnim protektoracie. Rzeczywiście trudno o nim zapomnieć, gdy na rozległym placu Spianada odbywają się wieczorami mecze krykieta. To właśnie brytyjskim, neoklasycystycznym budynkom centrum miasta zawdzięcza elegancję i dostojeństwo. Na szczęście niektóre nadgryzł ząb czasu, dzięki czemu łatwiej wpasowują się w niefrasobliwą, grecko-śródziemnomorską aurę wyspy.
Wcześniej przez ponad 450 lat Korfu należało do Wenecjan i dlatego miasto ma w sobie coś z chorwackiego Dubrownika i czarnogórskiego Kotoru: wyślizgane piaskowe płyty bezlitośnie odbijające światło, grube mury z ciężkiego, szarawego kamienia, typowe dla całych Bałkanów zielone okiennice i śródziemnomorskie tynki w kolorze bursztynu, złota i ochry. Na straganach piętrzy się bransoletkowo-ubraniowy śmietnik, prym wiodą podkoszulki z Chin, ale w wiklinowych koszach można znaleźć też domowej roboty oliwę, lawendowe mydła i likier z kumkwatów – cytrusów będących symbolem wyspy.
Korfu chwyta za serce szczególnie, gdy zapuścimy się w boczne uliczki i dostrzeżemy mozaikę rys na zmęczonej ścianie, sieć pęknięć, która przeżyje nas i nasze dzieci. Między oknami na zgrzebnym sznurku wisi pranie, tak samo jak wisiało sześćdziesiąt lat temu. Korfu w zakamarkach pokazuje nam piękno przeszłości, piękno dawnej świetności i upadku. Nie ma tu specjalnie nostalgii, jest po prostu przemijanie. Korfu przemija i podupada, ale ratuje się badziewiem sprowadzanym z Chin, przywabia swoją historią tysiące zaróżowionych turystów, eksponuje rodzime produkty, pamięta o tradycji. W lipcu serce miasta bije gorączkowo, chociaż drogi biegnące przez tę grecką wyspę nawet w środku sezonu są opustoszałe.
Korfu - na czym polega jego fenomen?
Turystyczny fenomen Korfu zaczął się za sprawą dwóch wyrostków, których rodzina osiedliła się tutaj na początku lat 30. Owymi chłopcami byli bracia Durrellowie, Lawrence i Gerald, przyszli słynni pisarze. Ich książki i wspomnienia rozsławiły Korfu na całym świecie, tak że w latach 70. i 80. wyspa przeżywała oblężenie turystów, szczególnie z Wielkiej Brytanii. Tuż przed śmiercią Gerald powiedział: „Gdybym mógł podarować dzieciom jakiś prezent, podarowałbym im swoje dzieciństwo”. Za sprawą książki „Moja rodzina i inne zwierzęta” dla wielu czytelników Korfu stało się symbolem idylli i beztroski. Ale w dobie kryzysu ekonomicznego nie ma sensu tworzyć iluzji rajskiej wyspy.
Przemierzając Korfu wzdłuż i wszerz, myślałam o tym, że coraz mniej odróżnia Grecję od sąsiedniej Albanii. Pośród absolutnej zieleni, strzelistych cyprysów i seledynowych zboczy chwiały się tąpnięte płoty, gdzieś przy drodze powiewała na wietrze brudna plandeka polskiej firmy Drutex, straszyły wybite szyby w opuszczonych domach. Kryzys skruszył budynki, zatrzymał rozwój wyspy na kilka lat, ale nie pochłonął jej piękna. Wśród oznak zmęczenia uroda wyspy przemawia jeszcze mocniej, a gdy stoję na wzgórzu i wpatruję się w szmaragdowo-zieloną linię brzegu, mam wrażenie, że wszechobecne piękno mnie pochłania.
Na tym polega też urok Korfu: niektóre drogi są zrujnowane, niektóre rejony wydają się wyludnione. Wyspa jest dostatecznie duża, by pomieścić tyle atrakcji, co mały kraj, a jednocześnie na tyle mała, że można ją dobrze poznać w ciągu jednego pobytu. Dlatego warto wypożyczyć samochód i udać się w podróż śladem koloru.
Atrakcje Korfu
- Turkusowo-zielone są zatoki widziane z głównej drogi w miejscowości Paleokastritsa (zdj. poniżej). Wąska droga meandruje wzdłuż wysokich klifów porośniętych butelkowo zieloną roślinnością. Skarbem Paleokastritsy są trzy słynne groty: Nausika, Agios Nikolaos i Błękitne Oko, które można zwiedzić podczas wyprawy łódką, a przy okazji spojrzeć na wyspę z perspektywy wody.
- Równie malowniczo wygląda Korfu z wysokości wzgórza, zwieńczonego budynkiem XVIII-wiecznego klasztoru Panagia Theotokou.
- Złota natomiast jest jedna z najurokliwszych plaż na wyspie, w położonej na zachodzie Korfu wiosce Agios Gordios. Spędziłam tam trzy beztroskie dni, nie robiąc nic, bo w tej cudnej dziurze zabitej dechami największą atrakcją jest zardzewiały kuter rybacki, zakotwiczony przy brzegu, nieopodal plaży, na której nie brakowało weteranów i adeptów naturyzmu.
- Jedynym miejscem produkującym dźwięk w leniwej ciszy jest klub Black Rocks, słynący z grillowanych czwartków, gdy łomot rocka i zapach skwierczącego mięsa roznosi się po całej plaży.
- Białe są żagle statków przysypiających w cichym porcie Kassiopi. Miasto jest również biało-kremowe, nonszalancko wytworne, ze ślicznymi jasnymi domkami i przytulnymi restauracjami, w których wy strój dopracowano w najdrobniejszych szczegółach. W Kassiopi nie dzieje się nic, ale tu nic się nie dzieje w wyjątkowo dobrym stylu.
- Czy dobry styl ma miasteczko Kavos, imprezowa mikrostolica Korfu, nie ma sensu się zastanawiać. Na pewno nie myślą o tym brytyjscy turyści, którzy zalewają ulice kurortu, wiadrami piją kolorowe drinki i wylegują się na kolorowych kanapach. Kavos kojarzy się ze wściekłym różem i seledynem neonów. To prawdopodobnie jedyne miejsce na Korfu, gdzie można pozazdrościć daltonistom.
- Za to klify Kanału Miłości w Sidari z przyjemnością zapamięta się w kolorze miodu. O ile samo miasteczko, podobnie jak Kavos, buzuje i mieni się beztroską pstrokacizną szyldów, o tyle odcień słynnych skał tworzących kanał ma w sobie cudowną miodową jednostajność. Kto ma odrobinę odwagi, skacze do wody, by przepłynąć przez wąski przesmyk. Podobno ten śmiały wyczyn gwarantuje szczęście w miłości. Wiadomo, najłatwiej zakochać się tym, którzy niczego się nie boją.
Wyspa Korfu jest kolorowym kalejdoskopem, krainą, która znowu obudzi w nas dziecko spragnione doświadczeń i wrażeń. Tu sami możemy przesuwać i zmieniać kolory układanki, a wariantów nigdy nie zabraknie.
Najlepszy sprzęt AGD i RTV w najlepszych cenach. Zobacz rabaty na Media Expert kody rabatowe.