"Madryt nie jest wymieniany jednym tchem z Paryżem, Londynem czy nawet Berlinem jako europejska metropolia. Odwiedzając nas, większość turystów zadaje mi pytanie, dlaczego", mówi Maria Rogel, rodowita madrilena, jak mieszkańców stolicy nazywają Hiszpanie. Maria jest studentką, wolnym duchem i uwielbia spędzać czas w Caixa Forum. Ale o tym później. Rzeczywiście, pierwszy kontakt z Madrytem onieśmiela. Wysiadając z pociągu na dworcu Atocha i widząc przed sobą tropikalny ogród zamknięty pod kopułą XIX-wiecznego budynku, idąc potem dalej Paseo del Prado, której kamienice pięknieją wraz ze zbliżaniem się do słynnej Gran Via, ma się wrażenie, że jest się w centrum wszechświata. W europejskim Nowym Jorku, w którym stare płynnie przechodzi w nowe, a architektura ma być dowodem potęgi. Dawnej i obecnej.
NA TEMAT:
Miasto Alomdovara
Maria mieszka tuż przy stacji metra Bilbao; to w tej okolicy po śmierci generała Franco uformował się słynny kontrkulturowy ruch La Movida Madrilena. W okolicznych knajpach przesiadywali Pedro Almodovar, Fabio McNamara czy Olvido Gara, rozprawiając nad sensem życia i przy okazji próbując zmienić skostniałe przez dekady autorytarnych rządów hiszpańskie społeczeństwo. "Jeśli dziś w Madrycie zaskakuje was widok mężczyzny w butach na obcasach, to wyobraźcie sobie, jak reagowali ludzie na początku lat osiemdziesiątych", wspomina McNamara w książce "Boże chroń Movidę". Turyści szukają klimatu dekadenckiego Madrytu na Calle de Fuencarral - zatłoczonej, pełnej butików i barów alei łączącej Bilbao z Gran Via, ale ten wyzwolony, kolorowy Madryt ukrył się nieco dalej. W wąskich niczym skalne korytarze uliczkach Malasany, dzielnicy żywcem przeniesionej z filmów Almodovara i piosenek Manu Chao. Trzeba wieczorem tu przyjść, usiąść na tarasie baru Arco (Plaza Dos de Mayo 4) i obserwować, jak miasto budzi się do życia. Osoby, które marzą, by poczuć się jak w filmie najsłynniejszego hiszpańskiego reżysera, mogą odwiedzić pobliski lokal Villa Rosa (Plaza de Santa Ana 15). To m.in. w tym miejscu kręcono "Wysokie obcasy" - film, który otworzył Almodovarowi drzwi do międzynarodowej kariery. No i bez względu na sympatię do tutejszego kina warto pójść na targ Rastro w dzielnicy Latina. Turyści przebierają w stosach ciuchów, książek, filiżanek czy biżuterii powieszonej na manekinach bez głów. Ale o wyjątkowości tego miejsca stanowią wystawione na sprzedaż hiszpańskie dewocjonalia, przede wszystkim figurki wszystkich możliwych świętych z naturalnymi włosami i elektrycznymi aureolami, które po podłączeniu do prądu migają jak lampki choinkowe. Popularne są też piety, w których Chrystus opłakiwany jest łzami lejącymi się ze zbiorniczków umieszczonych w środku. "Kicz jest elementem mojej codzienności", powiedział kiedyś Almodovar. W Rastro widać to jak na dłoni.
Deska Ronaldo
Jednak sprowadzić stolicę Hiszpanii do La Movida Madrilena, czy nawet reprezentacyjnej Gran Via, to zbytnie uproszczenie. Owszem, główna ulica miasta zachwyca bizantyjskim przepychem, wieżowcami żywcem przeniesionymi z Ameryki czasów prezydenta Trumana i wielkimi kinami, w których jeszcze niedawno wolno było palić papierosy i sala zamieniała się w wielką wędzarnię ze smugą projektora wskazującą ekran. Ale to tylko niewielki fragment Madrytu. Aby zobaczyć coś więcej, warto przy Muzeum Prado wsiąść do drugiej linii autobusu Madrid Vision, którego trasa wiedzie przez AZCA - finansową dzielnicę miasta. To wycieczka po architektonicznych stylach ostatnich dekad. Autobus mija Torre Picasso - gigantyczny biały klocek, przypominający modne w latach 80. białe głośniki Tonsilu. Potem jest równie spektakularne Torre Europa, Torre BBVA, w końcu Puerta de Europa - symbol nowoczesnego Madrytu. Te dwie bliźniacze wieże nachylone ku sobie pod kątem 15 stopni tworzą coś w rodzaju współczesnego łuku triumfalnego. Mieszkańcy Madrytu żartują, że budynki, pomyślane jako symbol sukcesu gospodarczego królestwa, przynoszą pecha gospodarce zżeranej przez kolejne fale kryzysu. Może to ten czarny kolor elewacji? Niestety zazwyczaj tylko garstka turystów zwraca uwagę na Puerta de Europa, tuż obok znajduje się bowiem Santiago Bernabéu, siedziba najlepszego klubu piłkarskiego świata - Realu Madryt. Do muzeum znajdującego się w jego podziemiach przychodzi ponoć więcej ludzi niż do słynnego Prado, gdzie wiszą dzieła Goi, Velazqueza czy Boscha. W sumie trudno się dziwić, trasy wycieczki obejmują szatnie, prysznice, można zajrzeć nawet do toalet. Wszędzie napisy "nie dotykać". Fanatycy piłkarskiej wirtuozerii Christiano Ronaldo czy Xabi Alonso gotowi byli w przeszłości wynieść jako pamiątkę umywalkę czy deskę klozetową, która mogła mieć styczność z bogami futbolu.
Egzekucje Inkwizycji
Madrilenos powtarzają, że ich miasta nie można poznać, nie podążając najbardziej utartymi szlakami. Jest nawet takie hiszpańskie przysłowie, które w wolnym tłumaczeniu brzmi "kto chce się wyróżniać, ten nic nie zobaczy". Każdy mieszkaniec prowadzi więc gości najpierw na Plaza Mayor, całkowicie zamknięty czworobok XVII-wiecznych pałaców. Kiedyś to miejsce było sercem miasta. Odbywały się tu targi, przedstawienia teatralne, walki byków, koronacje królów, ale także publiczne egzekucje w czasach inkwizycji. Dziś turyści w cieniu arkad szperają w stosach jarmarcznych hiszpańskich pamiątek: wachlarzy, kastanietów czy koronkowych mantylek. Dwa kilometry na wschód znajduje się najsłynniejszy chyba madrycki obiekt, Muzeum Prado. W odróżnieniu od Luwru nigdy nie ma tu kolejek, w środku w spokoju kontemplować można słynne "Las Meninas" (Dwórki) Velazqueza, posępne obrazy Goi, El Greca i w końcu najbardziej znane dzieła Boscha. Przy "Ogrodzie rozkoszy ziemskich" niektórzy stoją godzinami, odgadując przesłanie holenderskiego mistrza. Jak jednak stwierdził kiedyś Picasso: "interpretacji Boscha jest tyle, ile ludzkich wad, każdy znajdzie coś dla siebie". Warto spędzić tu cały dzień, w południe zjeść obiad w lokalnym bistro i później wrócić do sal pełnych dzieł dawnych mistrzów. Idąc do Prado z Plaza Mayor, przechodzi się przez fragment najpopularniejszego parku Madrytu - Retiro. "Lubię to miejsce. Podczas popołudniowej sjesty drzemiemy na trawie w cieniu drzew, popijamy granizado (napój składający się w większości z kruszonego lodu o smaku cytrynowym lub kawowym), co odważniejsi w przypływie letnich emocji korzystają z porad wróżek, których kramy stają od lat w tych samych miejscach", mówi Maria Rogel. W Retiro znaleźć można monumentalne zabytki i jedyny na świecie pomnik diabła. El Ángel Caido (upadły anioł) stoi w południowej części parku, ekspresji jego twarzy można się naprawdę przestraszyć. Spacer po starym mieście warto zakończyć w okolicach pałacu królewskiego. Widać tu imperialne zapędy kolejnych władców. Złoto lśni na mosiężnych okuciach, niemal nad każdym oknem siedmiopiętrowego obiektu czuwa rzeźba anioła lub greckiej boginii; widać że królowie z zazdrością spoglądali na architektoniczne fantazje francuskich monarchów. Pałac, własność rządu, warto zwiedzić choćby dla galerii malarstwa. Są tu między innymi portrety arystokracji pędzla Goi. Malarz znany z ilustrowania mrocznych wizji ludzkiej duszy tym razem, w obliczu królewskiego majestatu, wydobył z ludzi to, co najlepsze.
Corrida Jak Balet
Madryt to nie tylko pałace, katedry, muzea, to także prężny ośrodek młodej kultury. Jeśli ktoś lubi awangardową sztukę i równie niecodzienną architekturę, musi odwiedzić Caixa Forum. Na niewielkim placu w pobliżu alei Paseo del Prado gdzie kiedyś znajdowała się stacja benzynowa i stara elektrownia, dziś stoi, a właściwie lewituje, niesamowity budynek. Architekci wycięli podstawę ze struktury budynku i przenieśli jego ciężar na wewnętrzne ukryte filary. W ten sposób Caixa Forum niemal unosi się nad poziomem ulicy. Oryginalną konstrukcję budynku dopełnia wielka nadbudowa z pokrytej szlachetną rdzą, perforowanej stalowej blachy. Połączenie skorodowanego metalu z starym kamiennym murem elektrowni i pobliską porośniętą bluszczem ścianą wywiera niezapomniane wrażenie. Równie niesamowite jest jego wnętrze, w salach wystawowych, pośród klatek schodowych z blachy i białego jak mleko holu podziwiać można obecnie ponad 400 dzieł Salvadora Dalego. Kolejnym interesującym miejscem jest znajdująca się w pobliżu Casa Encendida, miejsce wystaw, koncertów i spotkań artystów. Trzeba tam pójść choćby po to, aby popatrzeć jak prężne mogą być inicjatywy społeczne. "Uwielbiam tu spędzać całe dnie, każdy może stać się częścią tej społeczności. Siedzimy na tarasie, dyskutujemy, z takich rozmów zawsze rodzą się pomysły, które możemy na miejscu realizować. Często jednak znajomi odwiedzający mnie w Madrycie z uznaniem kiwają głową nad naszym centrum, po czym pytają o corridę", śmieje się Maria. "Nie mam wyjścia, musimy iść na arenę przy Plaza de Toros de las Ventas", dodaje. Tamtejszy obiekt to jedna z najokazalszych w Hiszpanii aren do walki byków. W maju i czerwcu, gdy odbywa się słynny festiwal torreadorów San Isidro na trybunach zasiada ponad 25 tysięcy ludzi. Ostatnio miejsce to stało się symbolem jedności Hiszpanii, po tym jak rząd Katalonii zakazał walk byków. Hiszpanie odebrali tę decyzję jako próbę dekonstrukcji państwa. Corrida jest tu bowiem jednym z narodowych symboli, być może kontrowersyjnym, ale jednoczącym. "W corridzie chodzi o zetknięcie się inteligencji torero z brutalną siłą byka. Najważniejsze jest to, żeby między tym, co robi byk, a tym, co robi człowiek była jedność. Liczy się estetyka walki, sztuka, jaką się tworzy. Najpiękniejsze corridy to te, kiedy torero wie, co myśli byk. Wtedy widowisko jest tak piękne, że można je porównać do baletu", tłumaczy fenomen corridy Manuel Caballero, jeden z najsłynniejszych hiszpańskich torreadorów.
Don Kichot
Madryt to metropolia dojrzała, żyjąca według własnych zasad, nie patrzy z poczuciem niższości na inne europejskie miasta. Stojąc pod pomnikiem Don Kichota i Sancho Pansy na przypominającym nieco warszawski Plac Konstytucji Plaza de Espana, można zrozumieć madrilenos. Ludzi szlachetnych, którzy z dystansem patrzą na rzeczywistość, czasem wydają się może zwariowani, ale zachowują jasność umysłu.