Gdy zajedziesz do Wilna, od razu zauważysz, że życie tam płynie wolno i cicho. Przez centrum miasta nie przechodzą żadne głośne arterie, a praktycznie wszędzie można dostać się pieszo. Pobyt tam jest chwilą wytchnienia od innych gwarnych europejskich stolic.
Niemalże wszyscy pisarze i poeci piszący o Wilnie podkreślają, że czas płynie tu w nieco inny, bardziej świadomy sposób. Czesław Miłosz w swych wileńskich wspomnieniach zatytułowanych „Zaczynając od moich ulic” zauważa, że w mieście tym „nie ma wcześniej i nie ma później, wszystkie pory dnia i roku trwają równocześnie”.
NA TEMAT:
Polskie wycieczki skupiają się zazwyczaj na śledzeniu właśnie tych pozostałych polskich miejsc w Wilnie. Obowiązkowym punktem takich ekskursji jest Ostra Brama ze znanym z Mickiewiczowskiej inwokacji obrazem, Muzeum Adama Mickiewicza oraz pięknie położony cmentarz na Rossie, gdzie pochowanych jest wielu znanych Polaków.
Ale chociaż tu i ówdzie mury Wilna faktycznie tchną polskością, to miasto idzie już w swoim własnym, litewskim, niepodległym kierunku. Warto więc zejść z utartych szlaków i zajrzeć w polecane przez wilnian nieoczywiste zakamarki.
Wilno tropem mieszkańców – Zarzecze
Takim urokliwym zakątkiem jest niewątpliwie Zarzecze (Uzupis). Zarzecze to dzielnica Wilna lub – jak powiedzieliby niektórzy – niezależna republika z własną konstytucją, flagą, hymnem, armią (17-osobową), prezydentem oraz ambasadorami.
Zarzecze było pierwszym wileńskim przedmieściem zamieszkanym głównie przez tkaczy, młynarzy i niższych rangą urzędników. W czasach sowieckich dzielnica zaczęła podupadać. Wtedy miejsce to upodobali sobie wszelkiej maści artyści, zajmując opustoszałe budynki, mniej lub bardziej legalnie. Ponieważ Republika Zarzecza to właśnie Republika Artystów, której składająca się z 41 punktów konstytucja mówi m.in., że „każdy ma prawo być niezrozumiany”, „każdy ma prawo być nieznany i niewybitny”, „pies ma prawo być psem” czy „każdy ma prawo umrzeć, ale nie jest to jego obowiązkiem”.
Republika Artystów
Niepodległość republiki ogłoszono w dzień wyjątkowo adekwatny, mianowicie w prima aprilis – 1 kwietnia 1997 roku. Ówczesny prezydent Zarzecza – Romas Lileikis mówił, że „była to możliwość zrozumienia, że można coś zbudować z idei, a nie tylko dzięki pieniądzom”. 1 kwietnia od tej pory to Dzień Zarzecza i warto właśnie wtedy udać się w to miejsce.
Na moście odbywa się kontrola paszportów (wraz z wbiciem doń odpowiedniej pieczątki), a na całych 600 m2, które liczy sobie republika, odbywają się liczne uroczystości, koncerty, happeningi i inne akcje artystyczne. Na co dzień nie ma tu tłumów, Zarzecze jest ciche, powolne, a na ulicy możemy spotkać mieszkańców idących do sklepu w kapciach i szlafroku.
W Wilnie poczujesz się jak w domu
Wilno ma coś takiego w sobie, że każdy czuje się tu jak u siebie. Gałczyński podkreślał jego przyjazną atmosferę w wierszu „Szczęście w Wilnie” takimi słowami: „a tu jeszcze serdeczność, okiennice, bezpieczność i dzwoneczki: dziń-dziń, Gierwazeńku”.
Bo jest w tym mieście coś takiego, że każe mówić o sobie samymi zdrobnieniami i ciepłymi słowami. Że każe mówić o sobie z serdecznością. I co sprawia, że czuję się tu swojsko. Że czuję się w Wilnie jak w domu, z którego wcale nie chce mi się wyjeżdżać.