Podobnie jak Singapur jest miastem lwa. Ma go w herbie od XIV w. Bo Lew to imię ruskiego księcia - założyciela grodu. I tak jak w dalekim Singapurze przeplatają się tutaj ścieżki różnych religii, narodów, kultur. Nieco prowincjonalny, położony na uboczu Europy, a jednak światowy...
NA TEMAT:
Z lotu ptaka
Niezła panorama Lwowa rozciąga się z murów Cytadeli. Nic jednak nie przebije punktu widokowego na ratuszowej wieży. Na jej szczyt prowadzi 350 schodów, ale widok z wysokości 65 metrów rekompensuje trudy wspinaczki. Po drodze możemy zobaczyć z bliska mechanizm wykonanego w okolicach Wiednia ratuszowego zegara. Od wejścia na ratuszową wieżę warto zacząć nie tylko zwiedzanie rynku, ale i w ogóle wędrówkę po Lwowie. Zwracając się na wschód, zobaczymy na pierwszym planie wspaniałą pierzeję rynku - z najbardziej reprezentacyjnymi kamienicami miasta (Czarną, Królewską, Pałacem Arcybiskupim), na drugim planie kopuły kościoła Dominikanów i cerkwi Uspieńskiej (Wołoskiej). Przede wszystkim możemy jednak popatrzeć z góry na rynek. Wytyczono go (w połowie XIV w.) na planie prostokąta (142 x 129 metrów). Z każdego rogu biegną pod kątem prostym (w kierunku dawnych obwarowań i bram miasta) po dwie ulice. To właśnie średniowieczny rynek - serce Lwowa, wspaniała mozaika architektonicznych stylów - i otaczające go perły architektury zapewniły miastu miejsce na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kiedyś mieszkali tutaj bogaci mieszczanie, generałowie, książęta, królowie. Na placu składano hołdy, dokonywano straceń, odbywały się ważne ceremonie żałobne. Tutaj Józef Piłsudski odbierał defiladę z okazji przyznania miastu Virtuti Militari.
Szkatuła z klejnotami
Jednym z największych architektonicznych klejnotów Lwowa, symbolem wielowiekowej obecności Ormian w tym mieście, jest wzniesiona na początku II połowy XIV stulecia katedra ormiańska pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Świątynia emanuje niezwykłą energią. Spotęgowaną wypełniającymi jej wnętrze religijnymi śpiewami wybitnych ormiańskich artystów. Katedra przeżyła liczne przebudowy, a w czasach władzy radzieckiej rozbicie gminy ormiańskiej. Zwrócono ją Ormianom dopiero w 2003 r., w obecności najwyższych władz Armenii i Ukrainy. Specjalnym gościem był francuski pieśniarz ormiańskiego pochodzenia - Charles Aznavour. Ale Lwów ma jeszcze dwie inne katedry: greckokatolicką św. Jura i bliską sercu Polaków łacińską - pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, w której spotykają się wszystkie najważniejsze style: od gotyku, przez renesans i barok, aż po secesję. Urzekły nas jednak nie tylko monumentalne zabytki Lwowa. Z sentymentem wracamy zawsze do świata malowniczych cerkwi i kościołów Zamarstynowa. Do rozłożonego u stóp Wysokiego Zamku najdawniejszego serca miasta. A już najbardziej lubimy bywać w ogródku Świata Kawy na placu Katedralnym. Z widokiem na fasadę kaplicy Boimów. Wielu badaczy uważa ją za jedno z najważniejszych dzieł manieryzmu w tej części Europy, a mieszkańcy Lwowa nazywają po prostu "szkatułką na klejnoty". Jest to kaplica ogrójcowa, mauzoleum rodziny Boimów osiadłej we Lwowie w końcu XVI w. na zaproszenie króla Stefana Batorego. Ale Lwów żyje też swoją najnowszą historią. Warto na przykład wejść z ulicy Doroszenki do pasażu Krzywa Lipa. Tutaj, pod numerem 6 odbył się pierwszy we Lwowie, 13 września 1896 r., publiczny pokaz filmowy. Jednocześnie - po przeciwległej stronie - zobaczymy fasadę kamienicy pokrytą hasłami i fantazyjnym graffiti, które towarzyszyły narodzinom niepodległego państwa ukraińskiego. Właśnie dlatego warto przemierzać Lwów na piechotę. Na każdym kroku odkrywając niezwykłe detale, ocierając się o prawdziwe - nie tylko turystyczne - klimaty, nastroje i osobliwości miasta. Uwiecznić na fotografii świat lwowskiego graffiti, które nie oszczędziło nawet wiekowych murów kościoła Dominikanów. I spędzić trochę czasu w zakątku wyjętym jakby z paryskiego Montmartru - na ulicy Wirmeńskiej (Ormiańskiej). Kuszą tamtejsze kafejki - zwłaszcza kawiarnia-galeria Dzyga (Pod Klepsydrą) pod numerem 35. Urzekają wiszące na ścianach wiekowe zegary, obrazy i stojące na półkach starocie, np. przedwojenne młynki do kawy. Niektóre przedmioty można kupić.
Lew i Św. Jerzy
Przez całe stulecia żyli tutaj zgodnie Rusini, Polacy, Ormianie, Żydzi, Niemcy, Grecy, Włosi... Mimo dzielących ich doświadczeń kulturowych i religijnych potrafili wykreować niepowtarzalny wizerunek lwowianina. Nawet pod presją nacierających w czasach Chmielnickiego Kozaków mieszczanie solidarnie odmówili wydania Żydów, choć w zamian najeźdźcy dawali gwarancję odstąpienia od szturmu... Dziś miasto wciąż szuka nowej tożsamości. Akcentuje przynależność do europejskiej rodziny. Odnawia zabytki, porządkuje parki, podświetla wiekowe detale. Ważnym momentem w historii Lwowa stało się, 12 grudnia 1998 r., wpisanie historycznego centrum miasta na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO. Jeszcze bardziej znacząca okazała się wizyta papieża Jana Pawła II (25 czerwca 2001 r.). Nie tylko w sensie duchowym. Przyniosła odnowienie wielu sakralnych budowli i uświadomiła konieczność zgodnego życia ludzi różnych narodów i wyznań. W listopadzie 2004 r. lwowianie gremialnie i bez wahania stanęli po stronie pomarańczowej rewolucji. Lwów przetrwał dziejowe zawieruchy. Przetrzymał najazdy Tatarów, Mołdawian, Turków, Szwedów... Odradzał się po pożarach. Odzyskał blask po latach przynależności do ZSRR. Może chroni go moc lwa, którego ma w herbie od XIV wieku? A może to sprawa patrona miasta - św. Jerzego? Albo specyficznej wspólnoty, jaka wytworzyła się w wielonarodowym tyglu?
Lwiw, Lwów, Lemberg, Leopolis...
Jeszcze w czasach byłego ZSRR znalazł się na trasie naszej wędrówki do Azji Centralnej. Nieliczne hotele pękały w szwach, więc całą noc spacerowaliśmy po mieście Grottgera, Banacha, Konopnickiej, Zapolskiej, Hemara... Patrzyliśmy na zniszczone fasady wspaniałych kościołów, pałaców, mieszczańskich kamienic. Ale już wtedy ulegliśmy magii Lwowa, urokowi jego niezwykłych oficyn i podwórek. Zwłaszcza że wyrastaliśmy na Dolnym Śląsku, gdzie lwowiacy stanowili po wojnie znaczącą, liczną grupę. Wielokrotnie wracając po wielu latach do Lwowa, pisząc przewodnik po tym mieście, zobaczyliśmy zupełnie inny świat. Odnowionych i bardzo pięknie iluminowanych zabytków, wielu czynnych przez całą dobę knajpek. Wypijemy tutaj prawdziwie ormiańską kawę, zjemy ukraińskie - zapieczone w śmietanie - pielmieni, zamówimy huculski kociołek, spróbujemy win prosto z Krymu, kupimy na bazarze prawdziwy sok z granatów z dalekiego Azerbejdżanu. A jednocześnie możemy zamówić torcik Sachera i pachnącą jak w Wiedniu kawę, poczuć smak wykwintnej kuchni francuskiej czy zjeść po prostu meksykańskie burito.
Harleyowcy i nowożeńcy
Adam Mickiewicz i Taras Szewczenko. Dwóch wielkich patriotów i poetów, symbole kultur - ukraińskiej i polskiej. Nigdy się nie spotkali, choć wydała ich ta sama romantyczna epoka. Dziś niewielka odległość dzieli ich pomniki, które stanowią także ważne punkty orientacyjne na turystycznej mapie Lwowa. Plac Mickiewicza (z pomnikiem wieszcza i hotelem George - pamiętającym wizyty m.in. Balzaka i Kiepury) łączą z wpisanym mocno w dzieje kultury Lwowa Teatrem Wielkim im. Salomei Kruszelnickiej nie mniej słynne Wały Hetmańskie, zwane dziś prospektem Swobody. To popularny trakt spacerowy. Tutaj można przyłączyć się do grających w szachy lub domino, a nawet pośpiewać w tworzonych spontanicznie chórkach. Młodzi jeżdżą na deskorolkach, starsi czytają gazety, ktoś sprzedaje kolorowe baloniki, inny wertuje przewodnik. Nie brakuje dyskusyjnych kącików wyjętych jakby z Hyde Parku. A kawę czy piwo (Lwów ma niezły browar) można wypić nawet w środku nocy (w całodobowej kafejce za teatrem). Gdy jest ciepło, w przylegających do traktu kawiarnianych ogródkach grają zespoły, orkiestry i podawany jest szampan, także rozlewany na porcje do szklanek. Na prospekcie Swobody spotkamy nowożeńców i harleyowców.