Wrzaskiem, hałasem i licznymi klaksonami wita nas Palermo. Podążając za innymi przechodniami, nie zwracamy uwagi na sygnalizację świetlną i wchodzimy na skrzyżowanie. Stolica Sycylii być może nie jest tym miastem bezprawia, za jakie tradycyjnie była przez lata postrzegana, niemniej luźne podejście do przepisów – choćby drogowych – nie wzbudza tu żadnych emocji. Uciekając od kakofonii ulicy, oddech łapiemy w lodziarni Da Ciccio, serwującej najlepsze słodycze w dzielnicy La Kalsa. Nawet późną jesienią temperatury sycylijskie pozwalają jeść lody w kawiarnianym ogródku. W środku Da Ciccio kręci się pełno ludzi, których ramiona osłonięte są żółto-czerwonymi chustami. To charakterystyczna flaga Sycylii, z centralnie umieszczonym triskelionem (symbolizującym pomyślność i szczęcie) i głową meduzy z trzema kłosami pszenicy. Flaga została przyjęta po powstaniu w 1282 roku, kiedy to mieszkańcy wystąpili przeciwko panowaniu francuskich Andegawenów. Obecnie podkreśla ona uzyskany w 1946 roku status autonomii wyspy, która ma dziś własny parlament i prezydenta. Sycylijczycy bardzo nieufnie podchodzą do mieszkańców pozostałej części Włoch i porównują swoją wyspę do piłki, którą reszta kraju (w kształcie buta) cały czas kopie. Fakt, iż na każdym kroku podkreślają swoją odmienność nie uchodzi uwadze mojego chłopaka, pochodzącego z północnej Italii. Okazuje się, że Davide rozumie zaledwie połowę tego, co mówią autochtoni. Mimo iż większość mieszkańców dobrze zna urzędowy język włoski, zdecydowanie wolą posługiwać się dialektem. Charakterystyczny lokalny slang widoczny jest także na licznych graffiti i różnego rodzaju hasłach wypisanych na ścianach. Nie mając pewności, co do znaczenia niektórych zwrotów, robimy zdjęcia, by móc je później przetłumaczyć.
NA TEMAT:
Frutta di Martorana
Spacerując po głównych ulicach miasta, czyli Corso Vittorio Emanuele i Via Maqueda, nie sposób nie zwrócić uwagi na dumnie stojące palazzi z przestronnymi dziedzińcami. Najlepszym przykładem architektury barokowej jest Palazzo Santa CroceSant’ Elia, który w XVII wieku był jednym z najbardziej prestiżowych budynków w mieście. Należał do zamożnej rodziny Giovanbattista Celestre e Grimaldi. W 1984 roku opiekę nad pałacem przejęły władze miasta, a 10 lat temu odrestaurowano jego fasadę i wnętrza. Obecnie znajduje się tu muzeum sztuki współczesnej. Idąc przez centrum, docieramy do górującego nad dzielnicą kościoła Il Gesú. Po całej tej wędrówce jesteśmy nieco rozczarowani jego wyglądem – z zewnątrz prezentuje się mało okazale. Szczęśliwie nie dajemy się zniechęcić, ponieważ dopiero wnętrze kościoła robi największe wrażenie. Połączenie inkrustowanego marmuru, majoliki, reliefów oraz zdobionego barwnie sufitu sprawia, że ta niepozorna świątynia to jeden z najciekawszych sakralnych zabytków Palermo. Jednak nie tu koncentruje się życie miasta. Z wyjątkiem niedziel i dni świątecznych, religijni Sycylijczycy większość czasu spędzają na targowiskach, placach i w kawiarniach. Najstarszym targiem w mieście jest Vucciria. Słynie głównie z doskonałych ryb i owoców morza. Jednak powoli jego legendę przyćmiewa targowisko Ballaró, gdzie panuje niezwykła atmosfera i zawsze można dostać najświeższe produkty. „Niezwykły folklor Ballaró zawsze poprawia mi humor", zapewnia Sylwia, mieszkanka Palermo, która po zakupy przyjeżdża tu codziennie. Z poszczególnych stoisk już z daleka dobiegają okrzyki i nawoływania handlarzy zapraszających do zakupu swego towaru. Oliwki hiszpańskie i sycylijskie, małże, krewetki, pieczone kasztany czy migdały? Ostatecznie wychodzę z paczką frutta di Martorana, marcepanowych słodyczy ręcznie formowanych w kształty owoców i warzyw. Dzisiejszy rarytas, z którego słynie Palermo, w średniowieczu produkowany był tylko w kościołach i sprzedawany u ich wrót.
Mroczna Strona Miasta
Nino, właściciel trójkołowego pojazdu Piaggio Ape, oferuje nam przejażdżkę po mieście za 60 euro. Po długich negocjacjach schodzi do 20 euro, wraz z nim ruszamy więc na podbój Sycylii. Czterdziestosiedmioletni Nino znany jest wszędzie. Witany zewsząd niczym gwiazdor, nagabywany przez taksówkarzy, sklepikarzy oraz damy, opowiada nam intrygujące historie o poszczególnych dzielnicach. Okazuje się, że jeden ze sfotografowanych przez nas wcześniej napisów na murze to pamiątka po dwóch gangsterach, którzy zginęli w ucieczce przed ścigającą ich policją. „Takich historii w Palermo jest więcej”, dodaje. Dziś jednak napady czy rozboje zdarzają się coraz rzadziej, gdyż organizacje przestępcze mają bardziej ugruntowaną pozycję i działają z ukrycia. Prężniej działa też ruch próbujący zwalczyć tzw. pizzo, czyli opłacanie za „ochronę”, do czego w dalszym ciągu zmuszani są właściciele znacznej części sklepów, barów i restauracji. I mimo że tego typu aktywność mafijna nie dotyczy turystów i na ulicach Palermo porachunki Cosa Nostry nie są widoczne, to jednak mocno odczuwalna jest dwoistość całego systemu.
Arancina Bomba
Na lunch wybieramy Bar Touring specjalizujący się w największych arancini w mieście, tak zwanej arancina bomba. To nic innego jak duża, panierowana kulka ryżu z mięsnym lub wegetariańskim farszem w środku. Sycylijski przysmak idealne nadaje się na przekąskę. Nasza „bomba" jest tak sycąca, że nie mamy już siły zamówić czegokolwiek innego. Z kolei na kawę udajemy się do legendarnego baru Mazzara, gdzie Lampedusa napisał fragmenty słynnej powieści „Lampart". Fabułę w 1963 roku zekranizował Luchino Visconti. Opowieść o zmierzchu wielkiej arystokracji sycylijskiej doskonale harmonizuje z nieco wytartym i nostalgicznym wystrojem wnętrza baru Mazzara.
Danse Macabre
Spragnieni kolejnych mocnych wrażeń udajemy się do katakumb Convento dei Cappucini. Przez kilkaset lat klasztor ojców kapucynów utrzymywał tu swój cmentarz, chowając zmarłych pod kościołem. Ubrane, zmumifikowane oraz opatrzone tabliczkami identyfikacyjnymi ciała umieszczano w specjalnie przygotowanych wnękach, które obecnie dostępne są dla zwiedzających. Każdy, kto wchodzi do katakumb, robi to z innych pobudek. Jedni, by pomodlić się za dusze pochowanych tam zmarłych, inni, by oswoić się ze śmiercią, a jeszcze inni z czystej ciekawości. Jedno jest pewne – wszyscy wychodzą z katakumb odmienieni. Aby trochę ochłonąć, wracamy stamtąd do domu na piechotę. Idąc wzdłuż katedry, kierujemy się w stronę barokowego skrzyżowania Quatro Canti, a następnie dochodzimy na nadmorską promenadę. Odnajdujemy tam inne zakochane pary korzystające z wieczornego spaceru, rodziny z dziećmi i miejscową młodzież przesiadującą na ławkach i wpatrującą się w śródziemnomorski horyzont. Dobrze być znów wśród żywych. Kolejne dni spędzamy na eksploracji pobliskich miejscowości, m.in. Monreale, słynącej z XII-wiecznej katedry, oraz kurortu Mondello, do którego większość mieszkańców Palermo udaje się w upalne weekendy. Wbrew tej pozornej normalności sycylijskiego życia pozostaje w nas jakiś niedosyt, poczucie, że czegoś nie zdołaliśmy rozszyfrować. Niezwykła atmosfera i pełne tajemnic historie Palermo nie dają się łatwo poznać – nawet wtedy, gdy dobrze mówi się po włosku. Musielibyśmy spędzić tu więcej czasu, wrosnąć w to miasto i pozwolić mu otworzyć się przed nami. Być może dlatego jest to tak fascynujące miejsce. Nakłania człowieka do powrotu, a jednocześnie pozostaje nieuchwytne nawet dla tych, którzy dobrze mu się przyjrzą.