Po wyjątkowo poruszających „Duchach Jeremiego”, nominowanych zresztą do Nagrody Literackiej Nike, Robert Rient postanowił znaleźć raj.
„Od podróży z plecakiem znacznie bardziej heroiczne i wymagające uważania na siebie wydaje mi się słuchanie wiadomości, chodzenie do pracy, która zabiera osiem, a z dojazdami dziesięć godzin, płacenie rachunków, życie historią ludzi z telewizora, których nigdy nie spotkałem, ale w imię których gotów jestem znienawidzić innych ludzi, którzy wybrali historię innych ludzi z telewizora, gromadzenie rzeczy i wyposażania domu, martwienie się, ciągłe martwienie się o to, co może się wydarzyć, jak się do tego przygotować, co powinienem mieć, osiągnąć, kim być, zwłaszcza w porównaniu do tych, którzy – co wyraźnie potwierdza ich oś na Facebooku – już kimś są. Umrę, ta myśl jest tak prosta, tak oczywista, że umysł uwielbiał nad nią przeskakiwać i biec dalej, do tak zwanych ważnych spraw. Umrę, a skoro tak, może czas się zrelaksować. Dlatego postanowiłem znaleźć raj.”
Podróż w głąb siebie
Rient wyprowadził się więc z Warszawy, spakował plecak i zdecydował się wyruszyć w podróż do najdalszych zakątków świata, żeby zgubić siebie i ponownie odnaleźć. Reportażysta, pisarz, łamiący stereotypy i ramy metodologii coach, a także znany z erudycji dziennikarz po raz pierwszy postanowił sam sobie zostać przewodnikiem. Zdecydował się najdalej, jak to możliwe, odsunąć odium uwikłania w idee i wskazówki, jak żyć. Szuka całkowicie na własną rękę, poza „szlakiem świątyń, rytuałów, książek o oświeceniu, satsangów, wiary, medytacji”. Skacze na głęboką wodę.
Szlaki autora prowadzą koleją transsyberyjską przez lodowatą Rosję, upalną Tajlandię, kolorową Malezję, bajeczną Nową Zelandię, tajemnicze Peru i Wyspę Wielkanocną. Nad „wielką wodą” Jenisej w Rosji doświadcza dolegliwości pamięci: tego, co wydawałoby się, że zapomnieliśmy, a wciąż w nas oddycha. Nowozelandzka Kraina Hobbitów zachwyca barwnością, a pobudza w podróżniku wspomnienie dziecięcej samotności. Machu Picchu w Peru jako symbol uporczywego trwania skłania do refleksji, że i bez nas świat sobie poradzi. Monolityczne Moai na Wyspie Wielkanocnej, zwrócone w kierunku wnętrza ziemi, każą przyglądać się sobie z uważnością i wskazują na związki z tym, co odwieczne.
W poszukiwaniu siebie przeszkadzają podróżnikowi kolejno: ciało z jego uciążliwą psychosomatyką, krępująca bliskość fizyczna obcych, wszędobylskość schematów, piekło Innego i paradoksy samotności. Ciekawym motywem powracającym w „Przebłysku” są baczne obserwacje ciała. Rient rejestruje i opisuje najdrobniejszą fizyczną reakcję: a to na zmianę klimatu, a to na usilne próby zaprzyjaźnienia się w jednym przedziale z rosyjskim współspaczem. Ciało staje się katalizatorem przeżyć, barometrem i kompasem.
Tymczasem umysł, obarczony wiedzą i doświadczeniem, co chwilę podsyła podróżnikowi myśl, że traci czas, marnuje pieniądze, niczego nie osiąga, donikąd nie zmierza. „Dookoła świata, dookoła siebie” to zapis filozoficznej, momentami heroicznej podróży do swoich źródeł i źródeł pierwotnego lęku zawartego w pytaniu: „jaki powinienem być?”.
Poza zasięgiem
Rient wyrusza też w głąb lasu - tam gdzie nie ma internetu, łączności komórkowej i elektryczności. Obserwuje, jak podróż otwiera i zatrzymuje pędzący umysł, każe podważać zasady i nazywać kolejne, manipuluje pamięcią i stwarza historie. Próbuje obserwować uczciwie to, co umie i wie o świecie, by znaleźć to, do czego udało mu się dotrzeć samodzielnie. Mówi o sobie: „zbierałem tak zwaną życiową mądrość przez całe życie, czuję się przepełniony. Chcę wiedzieć, kim jestem bez tych wszystkich idei, zasad i wartości, które otrzymałem w spadku.”
Rient w trakcie podróży analizuje siebie, próbuje wydobyć się z kontekstów kultury, pamięci i zgromadzonych doświadczeń. Odkrywa, że pragnienie bycia samotnym nie jest tożsame z niechęcią wobec ludzi, jest raczej wyborem pogłębiania związków, które przeoczył – czyli z naturą i sobą.
Przejmującą ciszę egzotycznych przestrzeni przerywa głównie monolog umysłu - najgłośniejszego stworzenia, jakie kiedykolwiek spotkamy na swojej drodze.
Rient pisze obrazami
Wielkim walorem „Przebłysku” są również plastyczne, malarskie wręcz kadry zachowane z podróży. Ich egzotykę utrwalił na zdjęciach, którymi książka jest bogato ilustrowana, choć nie widać w nich pozy – stanowią zachowany w pamięci i na cyfrowym nośniku ślad obecności. Przebłysk pamięci. Ucieleśniony flashback. Rient pisze obrazami, które stają się pretekstem do swobodnego dryfowania i kolejnych poszukiwań, siłą rzeczy przywołujących wspomnienia i zapisane w ciele wrażenia:
„W Surat Thani wsiadam na łódź płynącą do Ko Samui. Stoję na rufie, beztroski. Kolejne wyspy znikają za linią horyzontu zostawiając za sobą niewyraźny, blednący powidok. Zachodzące słońce i ciepły wiatr tworzą atmosferę pełni. Przenoszę wzrok na ludzi. Kobieta z mężczyzną robią sobie zdjęcie, przytuleni. Grupa nastolatków wybucha śmiechem i wraca do dyskusji. Rodzice oglądają z dzieckiem coś w telefonie, dziecko trzyma mamę za rękę. Para przyjaciół podaje sobie otwartą puszkę piwa. Wraz z zazdrością przychodzi myśl, że podróż byłaby o wiele ciekawsze, gdybym dzielił ją z kimś, kogo kocham. Myśl zmienia się w ból, samotny.”
Widoki i po-widoki skłaniają Rienta do analiz, a te z kolei urastają do rangi podróżniczej i filozoficznej eseistyki:
„Niczego mi nie brakowało, dopóki nie porównałem rzeczywistości do wymyślonej, alternatywnej rzeczywistości. Staje się jasne, że ból jest pomysłem i może odejść, więc odchodzi. Grając w lepszych i gorszych, zawsze przegrywałem. Przychodzą mi do głowy niezliczone spotkania, w których sięgałem po człowieka, by go użyć. I po mnie sięgano. Tak samo jak sięga się po czekoladę, książkę, film czy psa. Spotkaniom z ludźmi nadawałem jednak wyższą rangę, nawet jeśli podczas nich czułem, że jestem zamiast. Od kilku dni kotłuje się we mnie gotowość do samotności, zaskoczenie, że można być w samotności i jest to nie tylko wystarczające, ale żywe, tak jak spotkanie z najbardziej kochanym człowiekiem.”
Całym ciałem...
Poruszająca, intymna i intensywna opowieść Rienta prowadzi przez egzotykę Innego, którego najbardziej boimy się w sobie. To również sensualna kronika: smaków, zapachów, dźwięków, fotografii, snów i wewnętrznych drżeń. Rient ma również odwagę całkowicie „wyzerować” świadomość. W tym celu bierze udział w niebezpiecznej i ekscytującej ceremonii ayahuaski. Spożycie zawartej w chakrunie DMT (dimetylotryptaminy, czyli molekuły duszy) ma wprawiać uczestnika rytuału w stan znany mu w trzech sytuacjach: narodzin, śmierci i przeżywania głębokiego cierpienia. Towarzyszą temu wizje i wgląd wykraczający poza intelekt. Autor mierzy się również z tym stanem – szaman instruuje go również, jak odróżnić halucynacje od dostąpienia zaszczytu wizji.
Podróż Roberta Rienta prowadzi przez kraje i kontynenty, przez niedoskonałość ludzkiego ciała, religijne i filozoficzne prawdy i półprawdy, meandry umysłu, który próbuje wyzwolić się z pułapek i schematów, wreszcie: przez inspirujące teksty kultury. Liczne nawiązania do literatury, przypisy i wskazówki estetyczne tworzą coś na kształt niezwykłej mentalnej mapy. Każdy czytelnik rozkoduje ją samodzielnie, podążając szlakami Rienta. Uniwersalność mapy, którą stworzył, pozwala również w każdej chwili zboczyć z obranego kierunku. Subtelne wskazówki, które autor zostawia czytelnikom, działają na zasadzie atramentu sympatycznego – w zależności od stopnia zaangażowania w poszukiwanie siebie, czytelnik poszczególne znaki samodzielnie doświetli. Lektura „Przebłysku” może swobodnie stanowić przyczynek do rozpoczęcia własnych poszukiwań: eksploracji pamięci i jej misternej konstrukcji opartej na nieświadomych schematach, naleciałościach i obrazach. Podróż wewnętrzna Rienta udowadnia również, że momenty olśnień, pojedynczych epifanii i konfrontacji ze swoim prawdziwym „ja” dostępne są tylko w formie błysku, bliku, nieuchwytnej iskry w nurcie czasu i obrazów.
„Przebłysk. Dookoła świata, dookoła siebie” to opowieść o samotności i gotowości jej przyjęcia; poczuciu wyobcowania i historii dochodzenia do akceptacji swojej odrębności. To zaproszenie do podróży, którą odbywa się zarówno w sobie, jak i poza sobą. I historia wielkiego, niemożliwego Pojednania.