Ryba z kutra
– Dwunastkę na Morzu Bałtyckim przeżyłem. Na pełnomorskim kutrze się pływało, nawet trzydzieści mil w morze wychodziliśmy – wspomina z dumą barczysty rybak. A potem podwiesza w kłębach dymu kolejną porcję lśniących karmazynów. Dziś już nie łowi. Sprzedał kuter i w porcie w Dźwirzynie założył małą wędzarnię ryb. Mówi, że takich jak on jest więcej. Wielu zachęciły oferowane przez Unię Europejską odprawy, swoje zrobiły też ponoć limity połowów.
Przy betonowym nabrzeżu cumuje tylko kilka niedużych kutrów. Wystrzępione chorągiewki trzepoczą na wietrze, ponad spłowiałymi od słońca i soli linami. Podobny widok wita nas w sąsiednim Mrzeżynie – tylko trzy czy cztery macierzyste kutry, poza tym pojedyncze ze Świnoujścia, Ustronia Morskiego, a nawet dalekiej Jastarni. W Niechorzu, kolejnej z nadmorskich miejscowości, utworzono nawet Muzeum Rybołówstwa, jakby w obawie, że ten prastary fach popadnie wkrótce w zapomnienie. W zabytkowej willi można zobaczyć najróżniejsze rodzaje sieci, przyrządy nawigacyjne, a nawet piasek z plaż Goa, Australii, Beninu, Azorów czy swojskiego Bornholmu. Z wystawionych za szkłem dokumentów spoglądają uwiecznione na czarno-białych fotografiach twarze bałtyckich rybaków.
Nie wszystko zamknięto w muzealnych gablotach. Z Niechorza na połowy wyruszają jeszcze dwie załogi. Nie ma tu typowego portu. Traktor z doczepioną stalową liną wyciąga wprost na plażę wysłużone kutry – NIE 4 i NIE 20, jeden zielony, drugi żółty. Kolor burt i sterówki to kwestia upodobań kapitana, ale barwę chorągiewek na bojach, do których przymocowane są sieci, precyzyjnie określają przepisy. – Te z czarnymi to sieci denne, można spokojnie przepływać górą, na czerwone trzeba uważać, mogą się wkręcić w śrubę – fachowo objaśnia długowłosy rybak i odcina łeb kolejnej flądrze. Dziś postawili na czarne chorągiewki. Nie pomylili się. Ryb jest tyle, że w rozładunku pomagają koledzy.
Mimo wczesnej pory na plaży kręci się już kilkoro wczasowiczów, zwabionych okazją zakupu ryby prosto z kutra. Młode małżeństwo prosi o dwadzieścia turbotów. To ostatni dzień urlopu, chcą przywieźć smak bałtyckich wakacji w prezencie dla rodziny i znajomych. Rybak kiwa z uznaniem głową: – Jak dla mnie to najlepsza ryba. Mogę zjeść i flądrę, i dorsza, ale turbot to jest to. Byle świeży! Ludzie to doceniają. Czasem nawet jak kilkaset kilo nałowimy, wszystko wykupią. W tajemnicy zostawię kilka sztuk dla siebie, a na koniec przyjdzie jakaś pani i poprosi: „Niech się pan ulituje, to dla wnuczka”. I jak tu nie oddać? – śmieje się i rozkłada ręce.
Latarnie morskie w Niechorzu i Trzebiatowie
Z przystani rybackiej ruszamy plażą na zachód, a po chwili zakosami wspinamy się na stromy, porośnięty lasem klif. To tu wznosi się symbol Niechorza – latarnia morska. Wybudowali ją w 1866 r. Niemcy, by wypełnić lukę w systemie nawigacyjnym między Świnoujściem a Kołobrzegiem. Ośmioboczna wieża, wyrastająca z ceglanego budynku z zielonymi okiennicami, uchodzi za jedną z najpiękniejszych latarni na polskim wybrzeżu. W sezonie setki turystów wspinają się po przeszło 200 stopniach na taras, by podziwiać widok na morze, wydmy, klify i przybrzeżne jezioro Liwia Łuża. Maleńkie, pękate kutry na plaży wyglądają stąd jak rozrzucone w piasku zabawki. To nie pierwsza latarnia morska na Pomorzu Zachodnim.
Aby zobaczyć dawniejszą latarnię morską, jedziemy do Trzebiatowa, miejscowości położonej prawie 10 km od brzegów Bałtyku. Przed wiekami na dzwonnicy tutejszego kościoła pw. Macierzyństwa NMP rozpalano światło, które wskazywało kapitanom statków drogę do portu. Mierząca 90 metrów wieża i potężna bryła świątyni wyraźnie dominują nad resztą zabudowań i już z daleka przypominają przyjezdnym, że prowincjonalny dziś Trzebiatów był dawniej jednym z najważniejszych miast Pomorza.
Wrażenie to potęguje okazały rynek. Ratusz z wieżą zegarową otaczają kilkusetletnie kamieniczki z ozdobnymi szczytami, o żółtych, zielonych, różowych fasadach. Spacerujemy po placu, zaglądamy w zaułki, wreszcie jedną z pustych, wąskich uliczek docieramy pod Basztę Kaszaną i mury miejskie z XIV w. Trzebiatów rywalizował wówczas z sąsiednimi Gryficami o kontrolę nad szlakiem żeglugowym na Redzie. Spoglądając na potężne fortyfikacje, aż trudno uwierzyć, że wzniesiono je z powodu zatargu o leniwie płynącą w dole rzekę.
Ale w Trzebiatowie wiele kamienic i świątyń skrywa tajemnice, których na pierwszy rzut oka nie zdradza ich współczesny wygląd. Przy rynku, pod numerem 5, wciąż działa najstarsza ponoć apteka na Pomorzu Zachodnim, a w niepozornej kaplicy św. Ducha w 1534 r. obradował sejm, który uchwalił wprowadzenie protestantyzmu w całym Księstwie Pomorskim.
Zrób to na Pomorzu Zachodnim!
1. Zjedź wybrzeże na rowerze
Dobrze rozwinięta infrastruktura wybrzeża stwarza świetne warunki do spędzania czasu na rowerze. Trasą R10 sieci Euro-Velo można objechać cały basen Morza Bałtyckiego. Odcinek na Pomorzu Zachodnim wiedzie głównie przez las, a oprócz Bałtyku można podziwiać również jezioro Resko. Jeżeli nie chcesz brać ze sobą roweru, możesz wypożyczyć sprzęt w Kołobrzegu (20-30 zł za dobę).
2. Popłyń na Bornholm
Wystarczą cztery godziny na luksusowym katamaranie Jantar, by znaleźć się w Skandynawii. Choć niewielka duńska wysepka leży tak blisko naszych plaż, oglądając dzikie, skaliste wybrzeże i idealnie wtopione w krajobraz kolorowe domki, poczujemy już przedsmak Dalekiej Północy. Bornholm zapewnia też idealne warunki dla turystyki rowerowej. Dlatego, choć rozkład rejsów ułożony jest tak, by można było spędzić na wyspie długie popołudnie, nic nie stoi na przeszkodzie, by zostać na 2-3 dni i odkryć niezwykłe trasy w głąb lasów i wzdłuż Bałtyku. Cena to 180 zł w obie strony.
3. Złap dorsza!
Od świeżej ryby prosto z połowu lepiej smakuje tylko ta schwytana samodzielnie. W Kołobrzegu rejsy z wędkowaniem w Morzu Bałtyckim latem oferuje kilkunastu rybaków. Aby wziąć w nich udział, nie potrzebujemy własnego sprzętu – przygotowanie wszystkiego, łącznie z pozwoleniem na wędkowanie, spoczywa po stronie organizatora. Dzięki asyście profesjonalnej załogi w połowach mogą uczestniczyć także zupełni nowicjusze, a długość rejsu (10-12 godzin) umożliwia dotarcie na sprawdzone łowiska i gwarantuje udany połów. Cena: ok. 200 zł.
4. Odwiedź wioskę Indian
W Zieleniewie (4 km od Kołobrzegu) powstało miasteczko osadzone w realiach Dzikiego Zachodu pełne bohaterskich rewolwerowców i dumnych Indian. Dzieciaki przejadą się tu bryczką, zobaczą napad na bank, a w części indiańskiej będą strzelać z łuku i zatańczą wokół ogniska w wigwamie. Dużą atrakcją jest też Mini Zoo (są tu strusie, wielbłąd i zebra), nauka jazdy konnej i poszukiwanie skarbów. Wstęp: 40 zł bilet normalny i 35 zł bilet ulgowy.
5. Wdrap się na latarnię morską
W kilkadziesiąt minut można obejść całe polskie wybrzeże! Wszystko dzięki skali 1:10, w której przedstawiono tu najbardziej reprezentatywne budowle nad Morzem Bałtyckim, czyli miniaturowe latarnie morskie, ukazane z drobiazgową dbałością o detale. Wyjątkiem jest latarnia Bliza w Niechorzu, którą podziwiać możemy w dwóch miejscach. Nieopodal miniatury stoi bowiem oryginał. Info: 19 zł, dzieci do 14 lat: 15 zł, codziennie od 10 do 20.00