Budzę się w nocy w samym sercu kenijskiego buszu, w Parku Narodowym Tsavo West. Jest 2.00, może 3.00. Tuż pod moim namiotem w Severin Camp tętent dziesiątek kopyt. Przez dłuższą chwilę waham się, czy wyjrzeć. Wreszcie delikatnie uchylam poły brezentowego okienka i zaczynam czuć się jak bohater Parku Jurajskiego. Wprawdzie monstrualna żyrafa, która właśnie w galopie mija mój namiot, to jednak nie tyranozaur, ale też ja – obudzony w środku nocy – nie jestem wzorem racjonalisty. Na długie minuty zatracam się w podglądaniu. Patrzę na kolejne zwierzęta beztrosko przechadzające się pod drzewami akacji i te przebiegające usypanymi z kamieni alejkami. Zachwycam się swobodą i dystynkcją, z jaką skubią trawę i owoce z drzew akcji. Żyrafy, zebry, impale jakby kompletnie nie dostrzegały ludzkiego obozowiska.
„Jesteś tu na własną odpowiedzialność”
Wcześniej, za dnia, masajski strażnik Dickson tłumaczy zasady bezpieczeństwa w obozie. Przede wszystkim, żadnego wychodzenia z namiotów pomiędzy 23 a 6 rano. Wcześniej, ale już po zachodzie słońca, z mesy do namiotów należy przemieszczać się jedynie w towarzystwie strażnika. W każdym namiocie jest gwizdek, z którego trzeba bezzwłocznie skorzystać, gdy w pobliżu pojawi się drapieżnik. Na wszelki wypadek regulamin obozowiska wyraźnie stwierdza: Jesteś tu na własną odpowiedzialność. Za utratę twojego życia lub zdrowia z powodu kontaktu z dzikim zwierzęciem dyrekcja nie odpowiada. – Ale nie ma się co bać – uspokaja wiecznie uśmiechnięty od ucha do ucha Dickson. – Bardzo niewiele z tych zwierząt, które nas w nocy odwiedzają, nam zagraża. Taki lew; pogłoski o jego krwiożerczości są mocno przesadzone. To bardzo inteligentne zwierzę. Jeśli pokażesz mu, że nie masz złych zamiarów, nie jesteś agresywny i spokojnie zejdziesz mu z drogi, powinien cię zostawić w spokoju. A jak nie, to zawsze jestem tu ja. – I jak sobie z nim radzisz? Patrolujesz okolicę ze sztucerem? – Nie, nie możemy mieć żadnej broni. Ale mam swoje sposoby na intruzów. Zobacz, ubieram się na czerwono. A lew nie znosi tego koloru. No i mam swój kij – w tym momencie Masaj wyciąga spod derki metrowy najwyżej patyk. – Wystarczy lwu tym pogrozić i ucieka. Gorzej jest z hipopotamem czy bawołem. To bardzo tępe zwierzęta, a więc nieobliczalne. Atakują bez ostrzeżenia, a że są bardzo szybkie, mogą stratować człowieka, zanim się obejrzy.
Safari w Tsavo West
Przy dobrej pogodzie z naszego obozu dobrze widać jedną z ikon Afryki – jej najwyższy wierzchołek, Kilimandżaro. Wprawdzie znajduje się on już na terytorium Tanzanii i stamtąd najczęściej zdobywa się szczyt, ale najlepszy widok na charakterystyczny wulkan jest stąd, z Kenii.
Wygodnym dżipem z otwieranym dachem jedziemy na safari po Tsavo West. Obserwujemy rodziny słoni dostojnie przemierzające sawannę, wyginające się na boki, eleganckie żyrafy, wylegujące się w błocie hipopotamy i bawoły, płochliwe gazele i niemal równie nerwowe zebry – obowiązkowo w towarzystwie antylop gnu. Gdzieś przebiegnie hiena, gdzie indziej guziec. Gdy zatrzymujemy się na moment, wokół samochodu zbiera się stadko pawianów. Nad głowami przelatują najdziwniejsze, najbardziej kolorowe ptaki. Marabuty, czaple, flamingi, ibisy czy malutkie, wszechobecne błyszczaki. Po drodze mijamy ogromne baobaby z dziurami w pniach. Kierowca tłumaczy, że któregoś roku dewastacji dopuściły się... słonie. Do dziś nikt nie wie, dlaczego akurat wtedy i dlaczego w ogóle zwierzęta napadły na drzewa. Poza tym krajobraz jest raczej stały: ciągnące się kilometrami płaskie pola, czasem chaszcze. Niby nic, a jednak. Zwłaszcza o zachodzie słońca wszystko to wygląda niewiarygodnie. Magicznie.
W ciągu dwóch dni w Tsavo, uzbrojeni w aparaty z długimi obiektywami, cztery razy ruszamy w busz na bezkrwawe łowy. Nikt się do tego głośno nie przyzna, ale i tak wiadomo, że liczymy – jak każdy turysta w Afryce – na zwierzęta z afrykańskiej Wielkiej Piątki, a więc lwa, słonia, bawoła, czarnego nosorożca i lamparta. Już wcześniej, w pobliskim Parku Narodowym Amboseli, udało nam się wypatrzyć kilka lwów. Słonie i bawoły są i tu, i tam. Teraz polujemy na lamparta. I w końcu jest! Podczas naszego ostatniego przejazdu trafiają nam się aż dwa! Mimo że na co dzień chowają się przed obcymi na drzewach lub w gęstej trawie, mimo że nie znoszą intruzów i uwielbiają kamuflaż, tu nic sobie nie robią z naszej obecności. Bezszelestnie i bez pośpiechu przecinają drogę tuż przed naszym autem. Cętkowane, błyszczące futra lśnią w słońcu. Uroda i dostojeństwo tych zwierząt robi ogromne wrażenie. Chyba nawet widok lwa nie sprawił nam tyle radości. Jedynie nosorożca żal. Zostaniemy z Wielką Czwórką, zapisaną w pamięci naszych aparatów fotograficznych.
Safari w Kenii praktycznie
Kiedy lecieć
Na safari do Kenii najlepiej jechać zimą (grudzień-luty), kiedy nie jest tak gorąco, ewentualnie latem (czerwiec-wrzesień), pomiędzy wiosenną a jesienną porą deszczową. Do Kenii lata większość dużych linii lotniczych, tj. KLM, Lufthansa czy British Airways. Cena biletu to 2,5-3 tys. zł. Inna opcja to lot czarterowy (w podobnej cenie) z biurem podróży do Mombasy, a stamtąd podróż na własną rękę.
Z kim pojechać
Na safari najlepiej pojechać z jedną z dużych, sprawdzonych agencji turystycznych, np. Discover Kenya Safaris. Mamy wtedy pewność, że kierowca nie będzie na nas oszczędzał. Przewiezie nas przyzwoitej jakości samochodem, zorganizuje posiłki i postara się znaleźć to, co na sawannie chcemy zobaczyć.
Przez Kenię najlepiej i najtaniej przejechać wypożyczonym dżipem lub busem. Za 3-4-dniowe safari zapłacimy 600-1300 dolarów, zależnie od standardu kempingu. W tym transport, noclegi, pełne wyżywienie, a także opłaty za wjazd do parków narodowych. Stosunkowo niedrogie opcje noclegowe i transportowe można znaleźć na www.bestcampingkenya.com, www.gametrackersafaris.com.
Gdzie spać
Amboseli Serena Lodge to kilkadziesiąt gustownych bungalowów w sercu parku narodowego. Warta polecenia jest tutejsza kuchnia, łącząca w sobie wpływy afrykańskie, brytyjskie i hinduskie, www.serenahotels.com.
W parku Tsavo West nocowałem w Severin Safari Camp, w samym sercu buszu, w wygodnych namiotach z murowanymi łazienkami. Tu naprawdę czuć, że człowiek jest gościem dzikich zwierząt, a nie na odwrót, www.severinsafaricamp.com.
Z kolei Hotel Latana Galu na wybrzeżu Diani Beach to luksusowy hotel przy przepięknej plaży z białym piaskiem. Nocleg w ogromnych i szalenie wygodnych apartamentach, www.lantana-galu-beach.co.ke.
Co zobaczyć przy okazji safari w Kenii
1. Oczywiście jak najwięcej parków narodowych, z których poza Amboseli i Tsavo, godny polecenia jest zwłaszcza Masai Mara, będący częścią położonego już w Tanzanii, ogromnego parku Serengeti.
2. Pod Nairobi – słynny dom Karen Blixen „u stóp gór Ngong”. Obecnie znajduje się tam muzeum poświęcone autorce „Pożegnania z Afryką”, a także Giraffe Center, zlokalizowane w postkolonialnej willi. Żyrafy Rothschilda można tam oglądać, a nawet wprost karmić z balkonu – zwierzęta swobodnie spacerują sobie po dziedzińcu.
3. Będąc w Mombasie lub na Diani Beach, warto wybrać się na wycieczkę statkiem na Wasini. Atrakcją tej wyspy jest Las Koralowych Rzeźb, czyli ekspozycja wyłowionych z oceanu eksponatów, przypominających zwierzęta, a także prowadzona przez Brytyjkę restauracja Charlie Claw’s, której specjalnością są ogromne kraby, serwowane na drewnianych talerzach.
Gdzie zjeść
W Nairobi trzeba odwiedzić restaurację Carnivore. Uważana jest za jedną z pięćdziesięciu najlepszych na świecie, a wśród jej sztandarowych dań znajdziemy grillowanego krokodyla, strusia i bycze jądra.
W Mombasie godna polecenia jest najstarsza w mieście Rozina House. Położona na Starym Mieście, w pobliżu Fortu Jesus, nie grzeszy może luksusowym wystrojem, za to dania z ryb i owoców morza są tu wyśmienite. No i można tu spotkać marynarzy z całego świata.