PRZECZYTAJ KOLEJNE CZĘŚCI DZIENNIKA PODRÓŻY DO GRUZJI:
Dzień 1: Smak słynnych chaczapuri w Tbilisi
Dzień 2: O zburzeniu ostatniego pomnika Stalina
Dzień 3: O legendarnych gruzińskich trunkach i PICIU BIMBRU Z KANISTRA
NA TEMAT:
Głowa barana
Czterdzieści kilometrów krętą, górską drogą pokonujemy w sześć godzin. Kamienisty szlak w górach Kaukazu, prowadzący nad niczym niezabezpieczoną przepaścią może wystraszyć nawet największego twardziela. Kierowca jednak wspina się niczym rajdowiec, nie przejmując się głazami osuwającymi się przy każdym zakręcie. Po wyczerpującej podróży dojeżdżamy do w końcu do Ushguli, miasteczka połozonego na wysokości 2200 m n.p.m.
Wygląda na opuszczone. Po chwili jednak okazuje się, że mieszkańcy podczas upalnych dni chowają się przed słońcem w domach. Wszyscy w cieniu czekają na wieczór i dopiero wtedy wychodzą na powietrze. W gospodarstwie, w którym mam zjeść późny obiad, stoły są już zastawione. Uginają się wręcz pod potrawami i baniakami cza-czy.
Po kilku kęsach jestem już najedzony, ale nie wypada odmówić. Nawet, a może szczególnie, gdy gospodyni pokazuje mi świeżo odrąbaną głowę barana, którego mięso zaraz pojawi się na moim talerzu.
Cudowny wywar z owoców
Dla kurażu wychylam dwa kieliszki bimbru, jeden po drugim. Niestety, efekt jest odwrotny, czuję się coraz gorzej.
Proszę więc o jakiś środek na ból brzucha. Z pomocą przychodzi matka gospodyni. Wyjmuje puszkę po kawie, odkręca i nalewa mi fioletowy płyn do kieliszka. Pachnie alkoholem i owocami. Dowiaduję się, że jest to wywar z suszonych owoców leśnych, który pomaga nawet w najgorszych sytuacjach żołądkowych. Zakładając, że i tak nie mogę się gorzej poczuć, wypijam i – rzeczywiście – po kilkunastu minutach jest już znacznie lepiej.