Już z daleka można dostrzec czerwonawą łunę, wychodzącą jakby z samego serca pustyni Kara-kum. Gdybyśmy mieli więcej czasu, dotarlibyśmy do celu na rowerach. Pozostaje nam jednak samochód z kierowcą i dwa dni na to, by dotrzeć do Derweze. To tam można stanąć u Wrót Piekieł. Na ten moment z niecierpliwością czekałam przez cały wyjazd do Azji Środkowej.
Ognisty krater niedaleko Derweze, fot. shutterstock.com
NA TEMAT:
Jak powstały Wrota Piekieł?
Zagłębiamy się w ciemność pustyni, którą rozjaśnia tylko odległa łuna. Serce bije mi coraz mocniej, a w gardle coś dławi – wzruszenie wynikające ze znalezienia się w miejscu, o którym marzyłam od dawna. Wrota Piekieł jako jedno z niewielu miejsc na ziemi nie wiążą się z żadną legendą, którą zwykle wymyśla się dla ściągnięcia turystów. W Turkmenistanie cudzoziemców jest jak na lekarstwo. Kraj żyje ze złóż gazu ziemnego, który jest niemal wszędzie.
W Derweze w 1971 r. znaleziono bogate złoża gazu. W trakcie odwiertów podłoże, na którym stała wiertnia, zapadło się, tworząc krater, z którego zaczął ulatniać się trujący metan. Radzieccy inżynierowie, nieco przestraszeni sytuacją, wpadli na pomysł, by pozbyć się gazu przez podpalenie. Byli przekonani, że po kilku dniach po gazie nie będzie śladu. Nie spodziewali się, że aż tak bardzo mogą się mylić.
Za dnia Wrota Piekieł też robią wrażenie, fot. shutterstock.com
Gaz wcale się nie wypalił. Krater płonie od czterdziestu czterech lat i pozwala garstce turystów, która odwiedza ten niedostępny kraj, nasycić się nieziemskim widokiem. W każdej chwili gaz może się wypalić. My mamy szczęście zobaczyć to miejsce w całej okazałości.
Nocą krater już z daleka rozświetla pustynię Kara Kum, fot. Anita Demianowicz