ALBANIA

Albania: Perełka Bałkanów czy kawałek Azji w Europie? Wakacje dla spragnionych przygody

Małgorzata Rejmer, 1.08.2016

Miejscowość Theth w Górach Północnoalbańskich

fot.: shutterstock.com

Miejscowość Theth w Górach Północnoalbańskich
W czasach komunizmu Albania przypominała wielki, duszny bunkier na końcu świata - zdecydowanie nie kraj na wakacje. Dziś pełna ambicji i żywiołowości, kojarzy mi się z tętnem, rozpędzoną krwią, która mknie przez zmęczoną Europę

Lata osiemdziesiąte w Albanii: kraj zamknięty na cztery spusty, klucze połknął komunistyczny dyktator Enver Hodża. Turystom z zagranicy wjechać absolutnie nie wolno – tym szpiegom, złoczyńcom, o nie! Ale kilka razy do roku władza łaskawie wpuszcza do kraju zorganizowaną wycieczkę amatorów Albanii, za którą ciągnie się ogon szpicli. Walizki turystów są bebeszone, kieszenie i kiszki sprawdzane, na przejściu granicznym niekończąca się lustracja, co kto wywiózł, co wwiózł. Na do widzenia turyści muszą oddać gazety, które zakupili, i przyjąć miłą pamiątkę w postaci dzieł zebranych Envera Hodży. I papa, całusów sto dwa, dziękujcie Bogu, że przyszliście na świat gdzie indziej!

Bunkry - nietypowa atrakcja Albanii 

Jeszcze trzydzieści lat temu w Tiranie, stolicy kraju, były otwarte zaledwie dwa hotele, zamieszkałe głównie przez muchy i drobne robactwo. Albańczyków szczuto propagandą, z której wynikało, że sąsiednie państwa nic innego nie robią, tylko drobiazgowo obmyślają wielką inwazję na kraj dobrobytu i powszechnej szczęśliwości. Dlatego od końca lat 60. na plażach, łąkach i ulicach zaczęły wyrastać betonowe grzyby, bunkry, w których Albańczycy mieli się schronić, gdyby ktoś potrzebował zrzucić na nich bombę atomową. Dziś owe bunkry to tyleż absurdalna, co efektowna atrakcja turystyczna – nawet w rodzimej komedii „Tirana, rok zerowy” jeden z bohaterów próbuje wywieźć betonowy pancerz do Berlina na handel. Bunkier rzecz przydatna – w co większych przybytkach znajdują się teraz bary, gdzie serwowana jest aromatyczna rakija, piwo i wino. Na pamiątkę, zamiast dzieł Hodży, można kupić papierośnicę albo breloczek w kształcie schronu.

Typowa pocztówka z Albanii: gaj oliwny i bunkier      yszliście na świat gdzie indziej!

Typowa pocztówka z Albanii: gaj oliwny i bunkier, fot. Piotr Mojżyszek.

Amatorzy miłości na świeżym powietrzu traktują bunkry jako hotele na godziny, a każdy zbieracz stali wie, że rozwalona skorupa daje zysk 300 euro. W czasach Hodży zbudowanie bunkra kosztowało tyle, co dwupokojowe mieszkanie, no ale cóż, głód głodem, a bezpieczeństwo bezpieczeństwem. Albańczyków było w tym czasie trzy miliony, bunkrów – około 650, może 750 tysięcy, nie wiadomo, w sam raz, by każdy obywatel mógł się zmieścić i jeszcze wcisnąć kozę. Im większe zapotrzebowanie na stal, tym szybciej bunkry znikają, ale i tak roboty starczy zbieraczom na kilkanaście lat.

NA TEMAT:

Tirana - co warto zobaczyć

Na pierwszy rzut oka Tirana to jeden plac imienia bohatera narodowego Skanderbega, otoczony pasami szybkiego ruchu, do tego niewielki meczet, ratusz, kilka socjalistycznych budynków i dwa rzędy włoskich kamienic. Gdzieś z boku poddają się czasowi i grawitacji ruiny słynnej piramidy, która miała być grobowcem Hodży, a teraz przypomina kupę złomu. Łatwo skwitować te wszystkie widoki wzruszeniem ramion, ale Tirana wciąga. Zamiast komunistycznego drapaka podziwiam kolorowe piramidy owoców i warzyw na straganach, opasłe bakłażany, słodkie od słońca pomidory i bordowe papryki. Winogrona, śliwki i morele są słodsze niż turecka baklawa, aromatyczne burki z serowo-pomidorowym nadzieniem – najpyszniejsze na całych Bałkanach. Innym zdumieniem jest kult kawy. Czasem mam wrażenie, że nawet włoska miłość do kawy nie może się równać z albańskim uwielbieniem espresso. Każdy mężczyzna zaczyna dzień od jednej filiżanki; to coś między rytuałem a obowiązkiem. W samym centrum Tirany nie wiadomo, gdzie kończy się jedna kawiarnia, a zaczyna druga. Przy każdym stoliku siedzą mężczyźni i obserwują ulicę, baczni, czujni, milczący kontrolerzy przestrzeni i czasu.

Tirana, plac Skanderbega

Tirana, plac Skanderbega, fot. shutterstock.com

Ale najciekawsze są rejony wokół placu – pełne sklepów i warsztatów długie ulice z kolorowymi fasadami. Fioletowe kropki na białym tle? Proszę bardzo. Różowo-oliwkowe pasy? Owszem. Wielki mural przedstawiający smukłe drzewo? Też jest. Tirana ma swojego artystę, który odmienił miasto – Ediego Ramę, byłego burmistrza, a obecnie premiera kraju, który wykładał historię sztuki w albańskiej ASP i sam malował. To on wpadł na pomysł, by kolorem zreanimować zszarzałe, upiorne dzielnice, postawił na małą architekturę i nowe parki. Rama przywrócił podupadłą Tiranę Europie, a jego tytaniczna praca została doceniona – w 2004 roku zdobył tytuł najlepszego burmistrza na świecie.

Podróżowanie po Albanii - wycieczka do Beratu i Gjirokastry

Po czym poznać, że jesteśmy w Albanii? Po bunkrach i myjniach samochodowych, które są miejscem spotkań mężczyzn w każdym wieku. Za czasów Hodży samochód mogli posiadać tylko ludzie związani z władzą; Albania nie znała asfaltowych dróg. W latach 90. wraz z wolnością każdy zapragnął tego, co tak długo było zabronione. Kraj zalały gruchoty sprowadzone z zachodu, a ludzie siadali za kierownicą bez prawa jazdy, bez zapiętych pasów, na czuja. Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat kultura jazdy podobno się poprawiła, ale przechodząc na przejściu dla pieszych i tak miałam wrażenie, że każdy stara się jak może, żeby mnie rozjechać. Albania była kiedyś krajem wojowników i testosteronu, dziś jest krajem kierowców i wyścigów, wojna toczy się na drogach.

Podróż ze stolicy do Beratu wiekową marszrutką przypomina jazdę na wielbłądzie po Tatrach, ale w towarzystwie grupy przypadkowo poznanych Polaków czas mija szybko. Rodaków w Albanii zatrzęsienie, przyjeżdżają, „bo tu jest jak w Gruzji”, „bo teraz już nie da się wytrzymać w Chorwacji”, „bo tamte Bałkany nam się znudziły”. – Albania to eldorado – tłumaczy mi jeden z nich. – Egzotycznie jak w Azji, a tanio jak w Mołdawii i pusto jak na Saharze.

Wąskie uliczki Gjirokaster to doskonałe miejsce, żeby odpocząć i w jednej z knajpek napić się pysznej kawy

Wąskie uliczki Gjirokaster to doskonałe miejsce, żeby odpocząć i w jednej z knajpek napić się pysznej kawy, fot. Piotr Mojżyszek

Nazwa Berat oznacza Białe Miasto, ale przewodniki lubią bardziej poetyckie określenie, Miasto Tysiąca Okien. Liczące ponad 2600 lat, jest wielkim muzeum pod gołym niebem – dzięki łaskawości dyktatora zachowało zabytki z różnych wieków, od kościołów, przez cerkwie po meczety. Najbardziej urokliwym miejscem jest dzielnica Mangalem, położona na wzgórzu, z przytulonymi do siebie domkami o charakterystycznej osmańskiej architekturze i wąskich, długich oknach. Na szczycie Mangalem znajduje się wspaniała twierdza, otoczona ponad dwudziestoma wieżami i basztami, z siecią brukowanych uliczek, małych domków i XIII-wieczną, małą jak pudełko cerkwią Świętej Trójcy. Stąd rozciąga się widok na całą okolicę – miasto, rzekę Osum, rdzawozielone, łagodnie opadające wzgórza i wierzchołki gór Tomor. Warto odwiedzić Muzeum Etnograficzne, mieszczące się w świetnie zachowanym, tradycyjnym albańskim domu. W środku możemy zobaczyć ubrania, szafy, puzderka, naczynia ceramiczne, ale też spichlerz, krosna, kuchenne piecyki – wszystko na wyciągnięcie ręki. Jeszcze większą atrakcją jest muzeum Onufrego, twórcy ikon z XVI wieku, słynącego z uzyskania niezwykłego odcienia czerwieni, którego tajemnicę zabrał ze sobą do grobu. 

Położona na południu Gjirokastra ma podobną architekturę jak Berat, ale cała znajduje się na stoku wzgórza, dlatego nazywana jest Miastem Tysiąca Schodów. Brukowane uliczki raz wznoszą się, raz stromo opadają w dół, wszystko wokół wydaje się białawo-szare, tuż po deszczu – niemal srebrzyste, i właśnie ze względu na kolor kamiennych ścian, w XIII wieku Gjirokastra nazywała się Argyropolis – Srebrne Miasto. Co ciekawe, w Beracie wielki napis z kamieni, ułożonych na stokach wzgórza, zmieniono z Enver na Never, ale już w Gjirokastrze amatorzy pamiątek po dyktatorach mogą sobie kupić kubek z podobizną Hodży.

Ksamil, Butrinti, Saranda - Riwiera Albanii

Chyba żaden region Albanii nie zmienił się tak szybko i radykalnie jak albańskie wybrzeże. Choćby rejony miasteczka Ksamil – hotel na hotelu, domki obok rozległych rezydencji, wszystko budowane jakoś pospiesznie, w jazgotliwych kolorach. Im piękniejsze jest albańskie wybrzeże – a w rejonie Ksamil jest po prostu olśniewające, ze złotymi piaskiem i zielonymi wysepkami nad lazurową wodą – tym bardziej wulgarne wydają się nowo powstałe budynki. Warto zatrzymać się tutaj w drodze do Butrinti, ale niekoniecznie szukać noclegu.

Natomiast Butrinti ominąć nie wolno. Pięknie położone, między jeziorem a morzem, to antyczne miasto już w VI w. p.n.e. było ważnym portem. Kolejne stulecia były dla Butrinti łaskawe, a ślady dawnej świetności można podziwiać do dziś – znakomicie zachowany amfiteatr, łaźnie, świątynie, gimnazjon i akwedukt. Obok budowli z czasów rzymskich wznosi się chrześcijańska świątynia z VI wieku i weneckie zabudowania z XIV i XV wieku. Wszystko to w malowniczej scenerii zielonkawej wody z jeziora, fioletowych skał i popielatych traw.

Plaż w okolicy miasteczka Ksamil jest tak wiele, że nawet w sezonie wydają się puste

Plaż w okolicy miasteczka Ksamil jest tak wiele, że nawet w sezonie wydają się puste, fot. shutterstock.com

Na koniec pozycja obowiązkowa – najpyszniejsza rzecz, jaką zjecie w Albanii, czyli talerz świeżych małży prosto z okolicznych hodowli, wypełniających wody pobliskiego jeziora. Tony małży trafiają głównie na włoskie stoły, dlatego w albańskich restauracjach trzeba przejrzeć niejedno menu, żeby na nie trafić. A potem wieczór w głośnej, kurortowej Sarandzie, gdzie życie zaczyna się po 21.00, kiedy wszyscy jak na komendę wychodzą na ulicę i niespiesznym krokiem przemierzają deptak tuż przy brzegu morza. Starsze panie i podlotki, napakowane byczki i wątli chłopaczkowie, chyboczący się dziadkowie i smukłe łanie, czekające na myśliwych. Tu spaceruje cała Albania, pogodna, głośna, uśmiechnięta, kraj-żywioł, który otrząsnął się po traumie, żywotny i nienasycony.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.