Gasną światła, jednak publiczność mruży oczy. Nic dziwnego – pierwsze kadry filmu porażają blaskiem Morza Egejskiego. Kolejne – surowością krajobrazu. Oto potężna skała wystrzela z wody pod niebo. Kilkaset metrów poszarpanego bazaltu oblanego brązem i czerwienią. Nad tym wszystkim biel zabudowy – domy, wiatraki, kościoły. Balansują na krawędzi klifu chłostane podmuchami meltemi. Zamiast wiatru słychać jednak muzykę. W ruinach bizantyjskiego zamku kilku grajków trąca struny buzuki. Zbliżenie. Kamera przygląda się roześmianym twarzom. Młodzieńcy w krawatach, dziewczyny w eleganckich sukienkach. Wirują na tarasie, trzymając się za ręce. Pośrodku kręgu tańczą nowożeńcy. – Ja mas! Na zdrowie! – pobrzękują kieliszki. Taniec eksploduje nową energią. Welon rozwiewa się w słońcu, przesłania pejzaż. Cały świat jest weselem. Ale widzowie zgromadzeni w kinie przeczuwają katastrofę. Zatraceni w zabawie goście ignorują pierwsze wstrząsy. Dopiero kolejne ścierają z twarzy uśmiechy. Już za późno na ucieczkę. Świat usuwa się spod nóg. Anioł ze ślubnego tortu roztrzaskuje skrzydła o kamienie. Wali się kościół, samochody pikują z urwistych zboczy. Wszystko ląduje w morskiej kipieli, przysypane odłamkami skał. Drzemiący pod wodą wulkan po raz kolejny w dziejach pustoszy Santorini.
Ale co z tymi wampirami? Odpowiedź, jak również zachwycające zdjęcia wybuchowej wyspy, znajdziesz w lutowym numerze „Podróży”.
NA TEMAT:
***
Cały tekst o Santorini przeczytasz w lutowym wydaniu magazynu „Podróże”.