Wakacje w Grecji - TOP 5 atrakcji
NA TEMAT:
Zamachowców było dwóch. Czekali w zaułku przed kościołem św. Spirydona w Nauplionie. Sumiaste wąsiska, dłonie na kolbach pistoletów. Gdy ksiądz kończył błogosławieństwo, wbiegli na schody. Jęknęły wrota, buchnął dym kadzidła, a potem… – Kostas gwałtownie wysuwa dłoń, zginając palec na niewidzialnym cynglu. – Bang-bang! – wypala teatralnie, celując w drzemiącego na krześle kelnera. – Dwie kule – dodaje po chwili. – Jedna przedziurawiła drzwi, kolejna marynarkę, tuż nad sercem. Zabójcy nie uciekali; patrzyli, jak Joanis Kapodistrias, pierwszy prezydent Grecji, umiera z przestrzeloną piersią. Był 27 września 1831 r. Mężczyzna opróżnia szklankę wina, zerka na zdobiące ściany kafenionu pożółkłe portrety. Poczet dumnych wojowników ze strzelbami spoczywającymi na kolanach. – Mieszkańcy półwyspu Mani nie puszczali zniewagi płazem – wyjaśnia Kostas, który jest nauczycielem historii w Areopolis. – Co sobie wyobrażał Kapodistrias? Że może ot tak aresztować Petrobeja Mawromichalisa? Wodza Maniotów, pirata i bohatera wojny o niepodległość Grecji, otoczonego kultem równym św. Michałowi, który odrąbał łeb samemu diabłu? Fircyki w ministerialnych surdutach odczekały, aż Petrobej wyrwie Peloponez z tureckich rąk. A potem ciskały w herosa seriami dekretów. Podatków im się zachciało. Petrobej nie płacił Turkom, a miałby płacić malowanemu prezydentowi?
***
Cały tekst Radosława Żydonika przeczytasz w czerwcowym wydaniu magazynu „Podróże”.