Stara Carsija, czyli Stary Bazar w Skopje pełen jest sklepików ze świecącymi materiałami, balowymi sukniami, złotem i srebrem. Pomiędzy nie powciskano małe knajpki i stoliczki stojące na śliskich kamieniach. Domaci kafa (domowa kawa), turski czaj (turecka herbata), pyszne jedzenie i świetne wino. Tu właśnie z Nedżipem gawędzimy przy herbacie. Opowiada o Macedończykach, Albańczykach w Macedonii, o dużych problemach małego kraju. Na stoliku pojawia się simit pogacze. To skopski wynalazek – bułka z burkiem. Chleb z chlebem. Na śniadanie najlepsze. Nedżip przeżuł kęs i podejmuje wątek. – Świat pędzi, a trzeba się czasem zatrzymać, odpocząć. Ja codziennie czekam na wiatr wiejący między godziną szesnastą a siedemnastą. To oczyszczający wiatr prosto z raju. Raj? Gdzie to? Zostawiamy Skopje i jedziemy szukać wiatru w polu.
NA TEMAT:
Jezioro Ochrydzkie - macedońskie morze
– Jesteś w Macedonii, musisz zobaczyć Ochryd – słyszymy na każdym kroku. Miejscowość oraz całe Jezioro Ochrydzkie wpisane są na listę UNESCO. Akwen znajduje się w grupie najstarszych jezior na świecie z Bajkałem, Titicacą i Tanganiką. Do tego jeszcze jest najgłębszy na Bałkanach – 288 metrów głębokości. Macedończycy nazywają to jezioro swoim morzem. Krystalicznie czysta woda to najlepsze lekarstwo dla zmęczonych nóg turystów. A turystów w sezonie tu wielu. Macedończycy, dumni z historii miasta, mieszkańcy Albanii zza drugiej strony jeziora i zorganizowane grupy z całego świata. Wszyscy mają tu wiele do zrobienia – trzeba zobaczyć wszystkie wspaniałości. Istnieje legenda, według której w Ochrydzie było 365 świątyń. Panowie w łódkach mają pełne ręce roboty, by przewozić turystów z miejsca na miejsce. Kelnerzy uwijają się, by zrealizować dziesiątki zamówień, no bo przecież wszyscy spragnieni i zgłodniali.
Cerkiew św. Jana Teologa w Kaneo nad Jeziorem Ochrydzkim
Czy Ochryd może być rajem? Pewnie tak, lecz nie w sezonie. Z nogami w wodzie podziwiamy paralotniarzy korzystających z okolicznych gór i wiatru, by wzbić się w przestworza. Czy to ten wiatr? Przechadzamy się zatłoczonymi uliczkami pełnymi złota, srebra i ochrydzkich „pereł”. Wyrabiane są one z ości rybek pływających jedynie w Jeziorze Ochrydzkim. Docieramy do naszego celu – stoiska z tawcze grawcze. Narodowe danie Macedonii dobrze brzmi i jeszcze lepiej smakuje; dzięki temu na pewno nabierzemy sił. To gotowana biała fasola z dużą ilością słodkiej papryki, zapiekana w glinianym naczyniu. Do tego ciepła lepinja – białe świeże pieczywo, szklaneczka schłodzonego białego wina i zmęczenie znika.
Prespa - zacisze w sercu Bałkanów
Wspinamy się po ostrych graniach Parku Narodowego Galicica. Stamtąd, z wysokości 1800 m n.p.m. rozpościera się widok na dwa jeziora – Ochrydzkie z zachodniej strony i Prespa ze wschodniej. A pod szczytami, które rozdzielają jeziora, przeciskają się liczne podziemne strumienie płynące z Prespy do Jeziora Ochrydzkiego. Płytkie wody Prespy i brzegi porośnięte szuwarami upodobały sobie ptaki, ludzi jest niewielu. Faton, nasz przyjaciel ze Skopje, wspomina, że jako dziecko co roku przyjeżdżał tu na kolonie. Dziś nad jezioro Prespa zjeżdżają jedynie ci, którzy preferują ciszę i spokój. Wiosną nieliczne hotele pozamykane są na siedem spustów, przyczepy kempingowe zasypane są liśćmi. W puściutkich wioskach jest cicho, słychać tylko ptaki.
Macedonia, Jezioro Prespa, fot. shutterstock.com
Stare cerkwie i monastyry - skarby Macedonii
Spokojnie, spokojnie – mówię do szczerzącego kły psa. Kiedy wychodzi gospodyni, potwór zamienia się w potulnego kundla, a kobieta z uśmiechem podaje nam klucze do jednego z największych skarbów Macedonii, którego nikt nie pilnuje. To XII-wieczna cerkiew św. Jerzego. Właśnie dla niej, do Kurbinowa, zjeżdżają ludzie z całego świata. My jesteśmy tu sami, a nieograniczone zaufanie Macedończyków lekko nas zadziwia. Podziwiamy freski, które namalowano pod koniec XII wieku. Zapalamy świeczki – za żywych na górnej półce, za zmarłych na tej dolnej. Czekamy, aż się wypalą. Przegryzamy burek z serem i szpinakiem, popijamy chłodny jogurt. Wokół cisza, pasące się konie, brzęczące pszczoły… Znad jeziora wieje delikatny wiatr. Bierzemy głęboki oddech. Może raj jest właśnie gdzieś tam? Podlewamy kwiaty spragnione wody i jedziemy dalej.
Macedonia, Cerkiew św. Nauma nad Jeziorem Ochrydzkim, fot. shutterstock.com
Kuchnia Macedonii - bogactwo smaków
Sady ciągną się kilometrami, okręg prespański słynie z jabłek. Autobus od dłuższego czasu mozolnie pnie się pod górę, by potem z radością popędzić w dół, w kierunku Bitoli. To dobra baza wypadowa do masywu górskiego o wdzięcznej nazwie Baba. Zresztą góry całej Macedonii wabią tych, którzy wolą sportowe zmagania – narciarzy, wspinaczy, paralotniarzy i piechurów. Tych, którzy wolą niziny, Bitola skusi leniwą atmosferą Sirok Sokak. To szeroki deptak, gdzie napić się można gorącej kawy czy zimnego piwa Skopsko. Idziemy na zakryty bazar, gdzie w czasie Imperium Osmańskiego było podobno ponad 900 sklepików. Kupujemy jabłka, warzywa, greckie oliwki i kikiriki – czyli orzeszki. Macedończycy uwielbiają chrupać i zajadać wszelkie orzechy i ziarna. Słonecznik, pestki dyni, migdały, orzeszki ziemne, włoskie, cieciorka – na słono i na słodko. Do tego sery. Krowie, owcze i kozie. Delikatne w smaku, bo młode, i te starsze, o smaku mocniejszym – w sam raz do sałatki. W Bitoli, jak i w całym kraju, zjeść można sery zapiekane w glinianym naczyniu, często urozmaicone pieczarkami i szynką lub z rozlewającym się jajkiem na górze.
Macedońska papryka – bez niej nie obejdzie się tu żaden kucharz
Winnice w dolinie Wardaru
Do serowego dania pasuje jedynie wino. Macedonia poszczycić się może około osiemdziesięcioma oficjalnie zarejestrowanymi winnicami! A populacja tego kraju to ledwie dwa miliony mieszkańców. Większość winnic rozmieszczona jest w dolinie rzeki Wardar. Wino przez długie lata było eksportowane jako mieszanka do innych win. Nie było dbałości o własną markę. Dziś się to zmienia i tutejsze trunki są coraz bardziej rozpoznawalne. Elena z wprawą kręci kieliszkiem. Czerwony Prokupec rozlewa się po ściankach, pokazując swoją głęboką barwę. Degustujemy. Była już orzeźwiająca biała Žilavka i Stanushina Rosé. – Stanushiny napijecie się jedynie u nas, w Popovej Kuli– mówi Elena. – Zawsze proponujemy naszym gościom, by spróbowali przynajmniej pięciu win. Wtedy zobaczycie szeroki wachlarz barw, poczujecie, jak różne mogą być smaki i aromaty. No dobrze, to jeszcze biała Temjanika i czerwony Kalesh – już same nazwy zachęcają. Wiele winnic stawia tu na typowo bałkańskie szczepy winorośli, jak Vranec i Smederevka, a także na te zapomniane, jak wspomniany Prokupec, który wyrabiany jest tylko w dwóch miejscach na świecie – Popovej Kuli – winiarni w miasteczku Demir Kapija i w jednej winnicy w Serbii.
Winnica Demir Kapija w południowej Macedonii, fot. shutterstock.com
Kawa po turecku - esencja Bałkanów
W Popovej Kuli spotykamy także Suzannę. Zadowolona z pobrzękujących zakupów, popija kawę po turecku. A może po macedońsku? Czy jednak po serbsku? Suzanna przecież pochodzi z Belgradu. Jej mąż, który jest z Grecji, mówi, że to kawa grecka! Dodam, że jest też kawa bośniacka. Jaka różnica? Żadna. Dlatego w wielu miejscach na Bałkanach, żeby uniknąć niepotrzebnych konfliktów, nazywa się ją kawą domową – domaći kafa. – Najważniejsze, by była mała, czarna i miała moc – mówi Suzanna. Gotuje się ją w dżezwie – małym tygielku. Jeśli ktoś lubi słodką moc, cukier dodaje się wraz z kawą do zimnej wody. Diabeł tkwi w szczegółach – by kawa miała pożądany smak i konsystencję, trzeba jej pilnować przez cały czas gotowania. Nie może się zagotować, jedynie lekko „urosnąć”. Przelewamy ją do małych filiżanek i delektujemy się, patrząc na pobliskie zielone góry, chmury płynące po niebie... Suzanna bierze filiżankę w dłoń. – Ta kawa nie lubi pośpiechu. My na Bałkanach zawsze znajdziemy czas na chwilę odpoczynku. Lekki zefirek przypomina nam o słowach Nedżipa. Chyba już wiemy, co miał na myśli, mówiąc o oczyszczającym wietrze z raju.