Myśląc o miejscach do uprawiania surfingu pierwsze skojarzenie to zazwyczaj Kalifornia. Surfing w Europie? Trudniejsze pytanie, jednak znawcy tematu odpowiedzą zgodnym chórem – Kornwalia. Kto by jednak pomyślał o pływaniu na desce na jednej z najdalej na północ wysuniętych wysp Szwecji – Toro? Chyba tylko prawdziwi zapaleńcy.
Temperaturę morza w Szwecji można opisać dwoma słowami zależnie od pory roku. Latem może być zimne, zimą? Nasuwają mi się tylko wyrazy nieparlamentarne. Niemal przez cały rok morze swoim kolorem przypomina makrele, a wiatr jest silny i bardzo chłodny. Nie odstrasza to jednak grupy szwedzkich surferów w wieku od 20 do 30 lat, którzy przyjeżdżają tu swoimi VW Transporterami przerobionymi na surf busy.
Niemal 30 lat temu surfing w Szwecji zapoczątkował Johan Cargelius, który zainspirowany widokiem surferów na Hawajach stwierdził, że mając deskę w Szwecji można się poczuć niemal jak na Oahu. Choć typowy surfer kojarzy nam się z brązowa opalenizną i spodenkami w kwiaty, w Szwecji bez grubej pianki się nie obędzie. Jednak 30 lat temu prekursorzy surfingu w Szwecji nie mieli takiego wyposażenia. Aby nie odmrozić stóp nosili grube skarpety, a na wełniane rękawiczki zakładali te do mycia naczyń. Czego się jednak nie robi dla wolności i radości jaką daje poskramianie fal.
Prawdziwi surfujący wikingowie nie potrzebują ciepłego morza, czy kolorowych szortów. Surferskie hasło „ w pogoni za słońcem”, także nie jest tu niczyim mottem. Grupa śmiałków pokazuje, że pływanie nawet w tak ekstremalnych warunkach może być przyjemnością.
Może ktoś kto kiedyś próbował ujarzmiać falę podczas wakacji, członek stowarzyszenia gdyńskich morsów, lub po prostu ktoś kogo nie stać na bilety na Hawaje skorzysta ze szwedzkiej opcji.
http://moreintelligentlife.com/gallery/surfing-coast-sweden
NA TEMAT: