Zegarek najlepiej zostawić jeszcze w domu. W Yorku i tak się już raczej nie przyda. Choć o najstarszym mieście północnej Anglii nie wypada mówić jak o prowincji, przyjeżdżając tu, trzeba przygotować się na ostre hamowanie. Tutaj nikomu nigdy się specjalnie nie spieszyło. Samą katedrę budowano przez 250 lat. Nawet gdy inne miasta, dzięki zdobyczom ery przemysłu, rozwijały się już pełną parą, York – w którym produkcji było mało – wszystkim zmianom opierał się wytrwale.
Nawiedzony York
Presji nowoczesności nie poddał się średniowieczny układ ulic. Przetrwały obronne mury, zabytki w każdym niemal stylu. Swoje trzy grosze dorzucali tu wszyscy, którzy kolejno trzymali nad tymi ziemiami pieczę: Celtowie, Rzymianie, wikingowie, Normanowie. Właśnie dlatego York do dziś czyta się jak otwartą książkę: trochę niczym podręcznik historii, trochę jak atlas architektury.
Jezioro Garda z dziećmi – atrakcje dla całej rodziny
Jednak to, co najciekawsze, jak zwykle kryje się między wierszami. W przeciwieństwie do wielu innych miast, które w ostatniej dekadzie zdominowały sklepy i kosmopolityczne kawiarnie, tu uchowała się wyjątkowa atmosfera – dziwne połączenie podniosłości, melancholii i… grozy. Anglicy, którzy ponad wszystko cenią stateczność, a rzeczywistość próbują trzymać na bezpieczny dystans, potrafią delektować się nią jak mało kto.
Bieszczady: szlaki i atrakcje na rodzinny wypad
Przydaje się również czarny humor. Wycieczki po mieście nie są prowadzone śladami zasłużonych, a duchów – York to najbardziej nawiedzone miasto Europy. W centrum wciąż można zaopatrzyć się w miecze, a w pubie usiąść przy barze ramię w ramię z kościotrupem. W całej północnej Anglii trudno chyba znaleźć drugie miejsce, które równie głęboko co York oddychałoby swoją przeszłością. Choć oczywiście nie zaszkodzi próbować.
Och, Scarborough!
Wyspiarzy nostalgia pcha zawsze na wybrzeże. Na przykład do Scarborough, a ściślej „Och, Scarborough!”, bo tę nazwę wypowiada się zwykle z cichym westchnieniem. Komu w głowie śródziemnomorskie riwiery, kiedy w zasięgu ręki taki kurort! Brytyjskie tradycje plażowania rodziły się właśnie tu. Wybrzeże Morza Północnego raczej nie rozpieszczało, nawet w sierpniu temperatury rzadko przekraczają 20 stopni. Jednak letników nie brakowało nigdy. Początkowo – jeszcze zanim do morza zaczęto wbiegać w pantalonach i sukniach – przyjeżdżało się tutaj do leczniczych wód. Kiedy kąpiele zyskały więcej miłośników, niewielka miejscowość zaczęła przeżywać istny szturm. Z biegiem lat, by zaspokoić rosnący apetyt gości, konsekwentnie wprowadzano coraz wymyślniejsze innowacje: wycieczki łódką, przejażdżki osłami, pikantne pocztówki i konkursy piękności. Dziś wszystkie zdobycze kilkusetletniej historii turystyki można chłonąć tu à la carte, chociaż najczęściej w tłumie setek innych entuzjastów.
Scarborough zna każdy – jeżeli nie z dzieciństwa, to przynajmniej z opowieści czy rodzinnych albumów. Gdy w grę wchodzą wspomnienia, nie przeszkadza nawet tłok. By przetrwać, wiktoriańskie uzdrowiska musiały zaadaptować się na centra konferencyjno-rozrywkowe, historyczne muzea – odmłodzić, a dwie rozległe plaże – wyposażyć w bezpłatne WiFi. Wciąż jednak trudno odmówić całemu temu tumultowi autentycznego uroku.
Wakacje w Grecji - TOP 5 pereł greckich archipelagów
Drakula i James Cook
Nie inaczej jest też w pobliskim Whitby, choć tutaj, by nie dać się zwieść nowoczesności, trzeba uważać trochę bardziej. Wszystko zależy od tego, po której stronie mostu się przebywa. Wpadająca wprost do Morza Północnego rzeka Esk rozdziela miasto na dwie części. I jakby dwa światy. Jeden to zgiełk. Ciasne, ruchliwe centrum. Tuż obok dworca, parkingu i kiosków sprzedających turystyczne rejsy całe rodziny oddają się łowieniu krabów prosto z kamiennych nabrzeży. Kto zapomniał własnej siatki, żyłki lub profesjonalnego wiaderka, nowe bez trudu kupi na każdym rogu.
Wzdłuż biegnącej nad samą wodą ulicy – szeroki wachlarz nadmorskich atrakcji. Królują automaty do gier, vany z lodami, ukryte w sędziwych domach tawerny i dziesiątki smażalni, które oferują właściwie jedno i to samo, fish and chips! I mimo to wszystkie pracują praktycznie bez wytchnienia. Całość bez przerwy komentują swoim wrzaskiem mewy.
TOP 7. Ciekawe miejsca w Anglii. Wizyta w Londynie to nie wszystko
Na tę stronę przychodzi się jednak głównie po to, aby popatrzeć na drugi brzeg – ten bardziej malowniczy i romantyczny. Tam, wysoko ponad niespokojną linią trójkątnych dachów, na porośniętym łąką dwustumetrowym klifie wznoszą się imponujące ruiny benedyktyńskiego opactwa Whitby Abbey. Dziś oglądać można zaledwie fragment tego, co stało tutaj kiedyś, ale czas ani trochę nie odebrał miejscu podniosłości. Przeciwnie. To właśnie ten pejzaż zainspirował Brama Stokera do umiejscowienia w Whitby jednego z wątków powieści o Drakuli. Statek, którym hrabia podróżuje, rozbija się o przystań, uwalniając demona. Ten, pod postacią czarnego psa, stromymi uliczkami biegnie na wzgórze, by skryć się na leżącym u stóp klasztoru cmentarzu. Podobno niektóre postacie swoje imiona zawdzięczają pochowanym tu ludziom.
Wielu turystów, wśród setek wbitych w ziemię płyt, do dziś szuka grobu Drakuli. Chcąc nie chcąc jego legenda przyćmiła sławę prawdziwych bohaterów Whitby. Na przykład Jamesa Cooka, który tu właśnie zdobywał swoje żeglarskie praktyki, czy wybitnych, choć bezimiennych szkutników budujących okręty, którymi kapitan opłynął cały świat.
Wichrowe Wzgórza
Za klasztorną górą widać już tylko wrzosowiska. Otaczają Whitby i dziesiątkami kilometrów ciągną się jeszcze dalej. Powieściowe Wichrowe Wzgórza. Patrząc na łagodne, okryte fioletem pagórki, można zrozumieć, że taki widok – przedziwne połączenie napięcia i łagodności – mógłby faktycznie doprowadzić do szaleństwa. Tak jak nieustający wiatr. I dzika pustka.
Park Narodowy North York Moors zajmuje prawie 1500 kilometrów kwadratowych (tyle co Londyn!) i nie dzieje się tu kompletnie nic. Całą powierzchnię przecina jedynie kilka dróg i zabytkowa linia kolejowa. Kiedy świszcząca lokomotywa w chmurze dymu przemierza te samotne krajobrazy, ze zdziwieniem głowy podnoszą tylko pasące się tu i tam owce. Na trasie leży raptem kilka wsi, odwiedzanych głównie przez wzgląd na ich urokliwe dworce wyglądające jakby w leniwym letargu przegapiły gdzieś ostatnie 150 lat. Co ciekawe, mimo że sama droga prowadzi tak naprawdę donikąd, co roku przewozi blisko ćwierć miliona pasażerów.
Zwiedzanie Londynu. Co zobaczyć w Londynie? Jak zaoszczędzić w drogiej stolicy?
Przemytnicy z Yorkshire
W Yorkshire są również miejsca znajdujące się zupełnie poza czasem. By dostać się do Robin Hood’s Bay, trzeba zboczyć ze wszystkich dużych szlaków. To miejsce kusi surowością wybrzeża i brakiem szczególnych niespodzianek. Kamienne domy ciasno wtulają się w siebie, szczelnie łatając dziurę między dwoma klifami. Żadnych leżaków czy karuzeli na deptaku. Co ciekawe książę złodziei najprawdopodobniej nigdy nie pojawił się w okolicy. Nazwa miasteczka od zawsze była zagadką i choć turyści uwielbiają drążyć tę historyczną lukę, zmęczeni fantazjowaniem mieszkańcy często ucinają rozmowy, nazywając swoją miejscowość zwyczajnie Baytown.
Zresztą to, czym dziś szczycą się najbardziej, to nie bajki, ale prawdziwa, trochę niechlubna przeszłość. Niewielka miejscowość przez lata była największym centrum szmuglu na całym zachodnim wybrzeżu. Skaliste klify aż prosiły się, by kuć w nich korytarze wprost do piwnic stojących na wybrzeżu domów. Docierające statkami towary płynęły wartko pod ziemią, jeden za drugim. Dostojne wiktoriańskie wille, niczym zapatrzone w morze nobliwe damy, wytrwale nie dawały po sobie niczego poznać, mimo że w XVIII w. nielegalny handel na wybrzeżu urósł do rangi wielkoskalowego przemysłu. Zmieniające się rządy, by finansować kosztowne europejskie wojny, desperacko podnosiły podatki. Z samego rybactwa żyło się coraz trudniej, a los jak zwykle uśmiechał się do ludzi przedsiębiorczych. Ilości przerzucanej tu kontrabandy potrafiłyby zaskoczyć nawet dzisiaj. Nieraz zdarzało się, że w ramach jednej akcji transportowano trzy tysiące galonów alkoholu (1500 skrzynek!). Z obu Ameryk płynęła również brandy i rum. Cztery piąte kraju popijało rozdzielaną stąd przemycaną herbatę. Nielegalnego ginu było ponoć tak dużo, że w okolicy używano go do czyszczenia okien.
Dziś po dawnej „chwale” pozostały jedynie opowieści. Ale czy trzeba dużo więcej? Jeżeli ktoś zbłądzi już tak daleko, to właśnie po to, żeby ich posłuchać. W końcu w Yorkshire – wśród łagodnych krajobrazów, sennych miast i w tym niezmiennym, tak beztroskim trwaniu – to właśnie one zdają się wypełniać to miejsce duszą.