Triora znacznie różni się od klasycznych liguryjskich miasteczek zbudowanych według schematu uliczek wijących się wokół wzgórza, które koniec końców zawsze prowadzą do kościoła. W Triorze wysoką wieżę widać z każdego miejsca, jednak droga do kościoła jest kręta i łatwo się zgubić. Uliczki pełne ciemnych zakamarków wiją się i krzyżują. Kiedy wydaje się, że to już za moment - droga prowadzi do kolejnego ciemnego miejsca i znów nie wiesz w którą stronę pójść. Poddaj się temu, warto zgubić się w „Mieście Czarownic” nawet jeśli poczujesz się chwilami nieswojo, a emocje związane z mroczną historią wywołają gęsią skórkę - w końcu się odnajdziesz.
ZOBACZ TEŻ: Zabierz na wakacje z dzieckiem, a nie pożałujesz. Przyda się także w długiej podróży
NA TEMAT:
Triora. „Miasto Czarownic”
W XVI wieku odbył się tu największy proces czarownic w historii Włoch. W przeciągu dwóch lat śmierć z rąk inkwizytorów poniosło kilkadziesiąt kobiet. Płonęły na stosie, popełniały samobójstwa. Kres makabrycznym wydarzeniom położył świecki sąd. „Z Cabotiny w mgliste noce dochodzą zduszone okrzyki, a potem nagły błysk zalewa okolicę złowieszczym światłem. Czarownice nie zginęły. Wciąż krążą pomiędzy kamiennymi murami swoich domów” - głosi jedna z ulotek dla turystów. Nnie da się ukryć, że klimat tego miejsca jest inny niż gdziekolwiek. Może dlatego, że z mrocznej przeszłości liguryjskie miasteczko uczyniło jasną przyszłość?
Czarownice z Triory
Według podań rok 1587 był dla Ligurii trzecim z rzędu, w którym panował wieki głód spowodowany nieurodzajem. Miejscowi zaczęli oskarżać o to kobiety, które praktykowały białą magię - odczyniały uroki i leczyły ziołami. Jednak według miejscowych przewodników przyczyną makabrycznych wydarzeń była miłość. Bogaty i niezbyt urodziwy starszy mężczyzna zakochał się w jednej „czarownic z Cabotiny”. Gdy został odrzucony oskarżył ją o czary. Kobieta została aresztowana. Odpowiedzialny za śledztwo Michele Rossi przekonywał mieszkańców, by wydali wyznawców zła. Proboszcz doprawiał rytuały przeciw demonom, a w miasteczku panował strach. Mieszkańcy zwrócili się przeciwko sobie. Wkrótce do zatęchłych piwnic zaanektowanych na lochy trafiło 30 kobiet i jeden mężczyzna. Inkwizycja uznała, że mężczyzna zostanie wywieziony do stolicy, kobiety były sądzone na miejscu. Pierwszą torturowaną była Isotta Stella, bogata mieszczka z Cabotiny. Kobieta zmarła w trakcie tortur. Inna zielarka wyskoczyła z okna jeszcze zanim kat zdążył ją spętać. Inkwizytorom nigdy nie udało się uwodnić, że kobiety parały się czarną magią, jednak pod wpływem tortur niektóre same przyznawały się do czarów. Bianchina, Battistina i Antonina Scarello przyznały, że wywołały burzę, która zniszczyła winnice. Wymyślały historie, by skończyły się okrutne tortury, takie jak np. przypalanie stóp. Przez dwa lata władze wyłapywały zielarki z okolicy. Ostatecznie z 30 kobiet za czarownice uznano 13. Historie o nich można przeczytać w Muzeum Czarownic w Triorze. To właśnie jedno z miejsc, które ma upamiętnić makabryczne wydarzenia i jednocześnie pokazać dobro płynące od tych kobiet. Dlatego w muzeum obejrzymy „wiedźmową” kuchnię oraz księgi o czarach, a także egzemplarze „Młota na czarownice” („Malleus Maleficarum”) księgi, która objaśniała, jak rozpoznać czarownicę i wydobyć z niej zeznania.
Dziś czarownice są atrakcją Triory. W miasteczku położonym z dala od odwiedzanego tłumnie wybrzeża przechadzają się po zakamarkach ulic. W mieście organizowane są również wycieczki na Monte delle Forche - góry, na której wiele osób spalono na stosach. A także miejsca rzekomego czczenia szatana zwanego Cabotiną.