Stoły uginają się pod ciężarem granatów i dojrzałych pomarańczy. To mój ulubiony miks owocowy – pomarańcze orzeźwiają, granat nadaje słodko-gorzki smak. Codziennie ulegam pokusie i w różnych miejscach Tel Awiwu przystaję na kubeczek soku. Jednak najlepszy jest chyba właśnie tu – na targu Carmel.
To słynne i wiecznie zatłoczone targowisko, pełne owoców, warzyw, przypraw, mięs i serów. Znajdzie się tu też ubrania, obuwie prosto z Chin, wszelkiej maści breloczki i magnesy na lodówkę – najczęściej z okiem proroka i hamsą – amuletem w kształcie dłoni. Jednym słowem bazarowy miszmasz. Carmel jest świetnym miejscem dla miłośników gwaru i chaosu, poznawania nowych smaków i przeciskania się w tłumie. Bazar oddziela dzielnicę jemenicką, zamieszkiwaną przez Żydów z Jemenu i Etiopii, od Neve Tzedek.
NA TEMAT:
Wiosna na ugorze
Dziś Neve Tzedek to plątanina uliczek pełna butików, kawiarni i galerii. Upodobali go sobie artyści, coraz chętniej mieszkania kupują tu bogaci Izraelczycy. Pod koniec XIX wieku tutaj zaczynał się Tel Awiw. W 1887 r. kilkanaście żydowskich rodzin postanowiło przenieść się z arabskiej Jafy, gdzie warunki mieszkalne pozostawiały wiele do życzenia. Budowali swoje domy na piaszczystych ugorach, ale parę lat później mówiono już o osadzie. Z czasem pojawiały się kolejne.
W 1909 r. powstało żydowskie osiedle Ahuzat Bayit, które później przyjęło nazwę Wzgórza Wiosny – Tel Awiw. Osady szybko się rozrastały, przyjeżdżali też Żydzi z najróżniejszych zakątków świata.
Czytaj więcej w numerze specjalnym „Podróże Polecają Izrael”