Porady

30 trików naciągaczy. Jak nie dać się oszukać w podróży

Maria Brzezińska, 11.03.2016

Kierowcy naciągają na całym świecie - czy to w Azji, czy w Europie

fot.: www.shutterstock.com

Kierowcy naciągają na całym świecie - czy to w Azji, czy w Europie
Sposobów jest wiele. Niektóre znane od dawna, inne pojawiają się wraz z rozwojem technologii i zmianami zachowań turystów. Pytanie jest zawsze to samo: jak ustrzec się przed naciągaczami w podróży?

Chętnie pomogę

Najbardziej nie lubię, kiedy naciągacz udaje, że chce pomóc. To właśnie przez takich ludzi trudniej jest później nawiązać kontakt z miejscowymi – boimy się im zaufać, choć większość z nich ma szczere intencje i z takich znajomości może wyniknąć wiele dobrego.

Często spotykane sytuacje w Europie:

– Ktoś chce pomóc w obsłudze bankomatu (najprawdopodobniej zależy mu na numerze PIN) lub kupnie biletu w automacie (szybko przerzedzi twą gotówkę).

– Zatroskany przechodzień ostrzega przed kieszonkowcami: właśnie widział, jak kogoś w ten sposób okradziono i sugeruje, by sprawdzić, czy wciąż masz portfel (zapamięta, gdzie go trzymasz i spróbuje go wyjąć przy najbliższej okazji).

W krajach Ameryki Łacińskiej, szczególnie w Kostaryce (San José), zdarza się dziurawienie opon w autach wynajmowanych przez turystów, a potem oferowanie pomocy przy wymianie koła. W tym czasie ktoś okrada samochód.

NA TEMAT:

W taksówce

Kierowcy na całym świecie – czy to w Azji, czy w Europie – naciągają najczęściej na trzy sposoby:

Próbują zawieźć cię do innego hotelu, od którego dostaną potem prowizję. Najlepiej nie wdawać się w dyskusję; to nieprawda, że w twoim nie ma już miejsc, spalił się albo został przeniesiony. Kategorycznie powiedz, że jedziesz do tego, który wybrałeś, a jeśli kierowca wciąż upiera się przy swoim, powiedz, że wysiadasz.

Zawyżają cenę przejazdu. Nawet jeśli korzystamy z licznika, w krajach rozwijających się nabijana stawka czasem jest wyższa niż oficjalna. W Europie manipulowanie licznikiem nie jest takie proste, ale kierowca może np. włączyć stawkę nocną w dzień, więc na początku przejazdu upewnij się, jaki jest cennik taryf.

Jadą okrężną drogą. Pierwszą rzeczą, jaką robię po przyjeździe do innego kraju, jest zaopatrzenie się w lokalną kartę SIM. Przed wyjazdem sprawdzam w internecie, który operator oferuje korzystne stawki za internet. Wsiadając do taksówki czy rykszy, sprawdzam trasę przejazdu w aplikacji i pokazuję kierowcy – to zazwyczaj wystarcza, by ostudzić jego zapędy do krążenia po mieście.

Taksówka w Bangkoku

Fot. Shutterstock.com

Do powyższych „kombinacji” swoje pięć groszy dorzucają azjatyccy rykszarze. Ich domeną jest oferowanie bardzo taniego objazdu po głównych zabytkach miasta w zamian za zajrzenie do kilku sklepów. Nie znaczy to, że musisz coś w nich kupować, ale dotarcie do celu zajmie kilka razy więcej czasu. Najlepiej więc nie korzystać z wyjątkowo tanich ofert.

Jeśli kierowca zatrzyma się po drodze i mówi, że dalej nie da się jechać (blokada na drodze, roboty drogowe itp.), na pewno w pobliżu jest „zaprzyjaźniony” sklep lub agencja. Drugiego dnia w Indiach, w Nowym Delhi, jechałam rykszą na Connaught Place, zadowolona, że udało mi się utargować rozsądną cenę. Nagle zatrzymaliśmy się – według kierowcy dalsza droga była zamknięta, pilnowana przez policję. Kiedy wysiadłam, zaraz pojawił się usłużny człowiek wskazujący mi drogę do informacji turystycznej będącej niczym innym jak prywatnym biurem podróży.

Warto jeszcze wspomnieć o taksówkarzach w Las Vegas. Niektórzy słyną z tego, że, po przybyciu na miejsce, nagle zaczynają się spieszyć, naprędce wystawiają na chodnik bagaże, po czym odjeżdżają, a ty dopiero po chwili zauważasz... brak jednej z walizek.

W autobusie i pociągu

W azjatyckich krajach lepiej uważać przy kupnie biletów. W Indiach nagminne jest podszywanie się pod kasjera i sprzedawanie podrobionych biletów kolejowych, niejednokrotnie dużo droższych od prawdziwych.

Wietnam słynie z tego, że – ze względu na brak odpowiednich przepisów – wielu przewoźników podszywa się pod polecaną w przewodnikach firmę Sinh Tourist. Jeśli się pomylimy, może się zdarzyć tak, że, zamiast klimatyzowanego autokaru w wersji lux, podstawiony zostanie pojazd starszego typu, z niewygodnymi siedzeniami, a przed nami cała długa noc. Najlepiej więc kupić bilet na oficjalnej stronie www.thesinhtourist.vn, albo pojechać pod adres na niej wskazany.

Podobnie przy przejazdach przez granicę, na przykład z Tajlandii do Kambodży. Wiele biur obiecuje, że luksusowym autokarem przekroczymy granicę i dojedziemy do Siem Reap, co potem kończy się tak, że przed granicą trzeba wysiąść, przekroczyć ją na piechotę, a po drugiej stronie wsiadamy w stary autobus.

Przejście graniczne Tajlandia-Kambodża w Poipet

Przejście graniczne Tajlandia-Kambodża w Poipet, fot. Shutterstock.com

Przed granicą pełno jest naganiaczy, którzy usiłują sprzedać wizę i sugerują, że przez nas pozostali pasażerowie, którzy już kupili od nich wizę, będą musieli dłużej czekać. A na granicy jest jedna kolejka dla wszystkich i każdy musi odstać tyle samo.

Przykład z naszego podwórka – Ukraina. Kto korzysta z transportu publicznego, zazwyczaj wybiera piesze przejście w Medyce. Naganiacze po polskiej stronie oferują drogie taksówki do Lwowa, twierdząc, że nie ma takich połączeń po stronie ukraińskiej, choć zaledwie 500 metrów od granicy jest dworzec, z którego co 40 minut odjeżdżają busy do Lwowa.

Druga twarz

W podróży zazwyczaj chcemy poznawać ludzi. Co jednak zrobić, gdy nasz nowy znajomy okazuje się nie tym, za kogo się podaje? Wyobraźmy sobie taką sytuację. Do turysty podchodzi młoda, atrakcyjna kobieta. Chwilę rozmawiają, flirtują, aż wreszcie ona zachęca, by pójść na drinka do klubu nieopodal. Kiedy trzeba zapłacić, okazuje się, że rachunek wystawiony jest na ogromną kwotę, a przy drzwiach, jak z podziemi, wyrastają barczyści ochroniarze...

Ten rodzaj pułapki występuje również w wariantach z sympatycznym tubylcem, który chce pokazać ci miasto lub z rzekomym turystą, który się zgubił i w podziękowaniu proponuje drinka.

jeśli chcesz uniknąć nieprzyjemności, przyjmując od kogoś zaproszenie, najlepiej sam wybierz miejsce. O ile nowo poznana osoba jest tym, za kogo się podaje, nie będzie miała z tym problemu.

W Szanghaju czy Pekinie może się zdarzyć, że zagada cię student czy studentka, która chce poćwiczyć swój angielski. W podziękowaniu zaprasza na festiwal herbaty, oczywiście z degustacją i... słonym rachunkiem.

Inny chwyt to prośba o podpisanie petycji. Podchodzi do ciebie kobieta lub nastolatek z dokumentem w dłoni i prosi, by wesprzeć organizację charytatywną. Czasem to prawda, ale często dokumenty są fałszywe i pieniądze, które ofiarujesz, trafią do kieszeni oszusta. Jeszcze gorzej, kiedy ty czytasz petycję, a kieszonkowiec penetruje twój plecak.

Kieszonkowiec

Fot. Shutterstock.com

A gdyby podszedł do ciebie policjant? I poprosił o wyjęcie portfela, by sprawdzić, czy nie masz fałszywych banknotów? Odruchowo na widok uniformu jesteśmy posłuszni, ale czy słyszałeś kiedyś, by policjant na ulicy sprawdzał, co masz w portfelu? Zaproponuj, że pokażesz go na komisariacie.

Może też zdarzyć się, że taksówkarz lub człowiek poznany na imprezie zaproponuje ci tanie narkotyki. Ty się skusisz, dokonasz zakupu, a za rogiem zatrzyma cię fałszywy patrol, który grozi aresztem, chyba że... zapłacisz sowitą łapówkę.

Inny wariant to sprawdzanie dokumentów – naturalnie po chwili okaże się, że w paszporcie brak jakiegoś stempla i konieczna będzie łapówka (uwaga – często są to prawdziwi, skorumpowani policjanci).

Sytuacje jak wyżej najczęściej mają miejsce w Kolumbii, Meksyku, Rosji, RumuniiTajlandii.

USA ostrzegają przed oszustami w hotelu. Do drzwi puka dwóch inspektorów w stroju pracowników hotelu – w celu rutynowej kontroli. Jeden odwraca twoją uwagę rozmową, a drugi w tym czasie kradnie pieniądze lub kosztowności.

W restauracji

Popularne atrakcje w Azji (np. Tadż Mahal w Indiach) często mają oddzielny cennik dla turystów i swoich obywateli. Tym tropem poszły też niektóre restauracje, choć nie jest to legalny proceder. Turysta dostaje angielskie, dwukrotnie droższe menu. Kiedy w knajpie pojawia się miejscowy, kelner wyciąga spod lady wersję z lokalnymi cenami. W rachunku mogą też pojawić się dodatkowe pozycje, na przykład opłata za mokre chusteczki do rąk.

Stambuł - most Galata

Wiele restauracji pod mostem Galata w Stambule ma oddzielne menu dla turystów, fot. Shutterstock.com

Z kolei w Europie Zachodniej zdarza się, że obsługa proponuje danie z karty w wersji specjalnej, a kiedy przychodzi do płacenia, okazuje się, że potrawa jest dwukrotnie droższa.

Jednak najbardziej perfidny przekręt, o jakim słyszałam, obejmuje „współpracę” z hotelem i lekarzem. Nieuczciwy hotelarz poleca swym gościom konkretną restaurację, w której delikwentowi dosypują coś do potrawy. Ten wraca do hotelu z objawami ostrego zatrucia, zatroskany hotelarz wzywa lekarza, który podaje mu odtrutkę i gość szybko wraca do zdrowia. A lekarz? Wystawia rachunek...

Gotówką czy kartą?

À propos rachunków, na co zwracać uwagę, kiedy płacimy? W taksówce, rykszy czy na straganie może pojawić się trik, który nazywam „Ups, spadło”. Sprzedawca niechcący upuszcza banknot, który mu daliśmy, i nagle ma w dłoni niższy nominał, w podobnym kolorze.

Inna strategia może pojawić się przy podawaniu ceny. Niektórym notorycznie zdarza się mylić np. 15 z 50 – dopiero w momencie kupna okazuje się, że sprzedawca miał na myśli nie fifteen (15), ale fifty (50).

Uważajmy przy wydawaniu reszty. W Europie zdarza się, że zamiast 2 euro dostajemy mniejszy nominał, łudząco podobny – na przykład tajskie 10 bahtów albo turecką 1 lirę.

Pomysłowość ludzi nie zna granic. Niektórzy tak powoli przeliczają resztę, że zniecierpliwiony turysta zabiera banknoty i odchodzi, nie zauważając, że został oszukany.

A tam, gdzie można zapłacić kartą? I na to są sposoby. Na przykład popularna Barcelona zasłynęła tym, że do ekspedientki w sklepie dzwoni telefon akurat wtedy, gdy płacisz kartą. Obsługuje cię z telefonem przy uchu, którym... dyskretnie fotografuje numery na karcie.

Zapytasz – komu można zaufać? Odpowiem: większości ludzi. Ale czujności nigdy za wiele, miejmy więc oczy szeroko otwarte!

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.