Ta kusząca wizja niejednemu zapewne przemknęła przez myśl – pisać potrafi przecież każdy. A gdy dodać do tego podróże, to już w ogóle żyć nie umierać, i jeszcze można na tym zarobić. Ale w życiu nie ma nic za darmo. Blogowanie wymaga zaangażowania, kreatywności, choć krzty talentu i przede wszystkim cierpliwości. Prowadzenie bloga podróżniczego jest wyzwaniem szczególnym, bo podróżować może dziś właściwie każdy. Temat szeroki, czytelnik świadomy i wymagający – jak to wszystko uporządkować? Jak zacząć pisać, żeby inni chcieli czytać?
NA TEMAT:
Nie każdy powód jest dobry
Dla niektórych blog podróżniczy jest wirtualnym pamiętnikiem, inni traktują go jak portfolio i możliwość przedstawienia się światu. Ania i Tom Albothowie, czyli mama i tata Rodziny Bez Granic, założyli blog tuż przed pierwszą podróżą w powiększonym składzie.
– Wyjeżdżaliśmy, kiedy nasza Hania miała trochę ponad pół roku i na blogu mieliśmy pokazać dziadkom, że się uśmiecha i że wszystko jest w porządku – wspomina Ania.
Najpopularniejsze dziś blogi podróżnicze też kiedyś raczkowały, a większość autorów nie tworzyła ich z myślą o wielkiej karierze i pieniądzach, które zaczną napływać po pierwszym wpisie.
W blogosferze już jest trochę tłoczno, dlatego swoją przygodę z blogowaniem należałoby zacząć od szczerej odpowiedzi na pytanie: po co? Jeżeli blog podróżniczy ma być machiną do robienia pieniędzy i źródłem utrzymania, lepiej zastanowić się dwa razy i przyjąć do wiadomości fakt, że istnieje mnóstwo skuteczniejszych sposobów zarobku.
Liczy się pomysł
Klamka zapadła, blog rusza i nie ma odwrotu. Czas dokładnie zastanowić się nad tematem, bo podróże to za mało. Szukanie inspiracji u innych to żaden wstyd, ale nie ma sensu powielać cudzych pomysłów. Dlatego tak ważne jest znalezienie własnej niszy i wyspecjalizowanie się w konkretnej dziedzinie.
– Przede wszystkim blog powinien wnieść coś świeżego, w jakiś sposób się wyróżnić, a autor powinien być w swoich założeniach konsekwentny – potwierdza Ula Fiedorowicz z Adamant Wanderer. Dopiero mając konkretny plan, można zacząć zastanawiać się nad wyborem domeny i platformy blogowej.
Fot. Shutterstock.com
Wybór domeny
Domena, czyli nazwa (adres) bloga, pod którą można będzie go wyszukać w internecie, nie powinna być zbyt skomplikowana – najlepiej, by czytelnik z łatwością ją zapamiętał. Czy warto w takim razie stworzyć domenę z własnego imienia i nazwiska? Andrzej Budnik z Los Wiaheros ostrzega, że w Polsce pisanie pod własnym nazwiskiem często kojarzy się z przerośniętym ego autora.
– Osobiście mnie to dziwi, choć na pewno lepiej jest stworzyć pseudonim, z którym będziemy kojarzeni. Więcej do szczęścia nie potrzeba – tłumaczy.
Strona techniczna
A jak to wszystko wrzucić do internetu? To akurat żadna bariera. Nie trzeba mieć wiedzy z zakresu projektowania stron internetowych, by samemu poradzić sobie z prowadzeniem bloga podróżniczego. Najpopularniejsze platformy blogowe – Blogger i WordPress – są tak skonstruowane, by z powodzeniem mógł obsługiwać je nawet zupełny laik.
Nie trzeba mieć wiedzy z zakresu projektowania stron internetowych, by samemu poradzić sobie z prowadzeniem bloga.
Oswojenie się z panelem administracyjnym może zająć kilka dni, ale wystarczy podążać za instrukcjami. Obie platformy są darmowe (choć WordPress występuje również w płatnej wersji Premium umożliwiającej, między innymi, większą personalizację). Trzeba też liczyć się z tym, że z czasem blog może wymagać pewnych ulepszeń, zwłaszcza jeżeli będzie pojawiało się na nim dużo zdjęć czy filmów. Jeżeli ma kiedyś przynosić zysk, warto myśleć o nim jak o inwestycji.
Co jest w blogu podróżniczym najważniejsze
W końcu przychodzi ten moment, w którym... trzeba uzbroić się w cierpliwość. Blog nie zyska popularności w dwa dni. Najważniejsze, by się nie zniechęcać i pisać regularnie, nawet jeśli wydaje się, że wpisów nikt nie czyta.
Prowadzenie bloga podróżniczego wymaga systematyczności, fot. Shutterstock.com
Na blogu podróżniczym ważny jest tekst i ważne są zdjęcia. Dobrze byłoby, gdyby choć jedna z tych rzeczy wychodziła autorowi naprawdę przyzwoicie. Przy lekkim piórze fotografia może pełnić rolę drugorzędną. I odwrotnie – przy niesamowitych kadrach słowotok jest zbędny. Zasada „jakość, nie ilość” obowiązuje również w tym przypadku, dlatego lepiej od razu porzucić pomysł publikacji 150 zdjęć z jednodniowego wypadu do Pragi, a epopeję na temat wieczoru na Khao San w Bangkoku schować do szuflady.
Ważne, jak autor pisze, nie skąd
Błędne jest też myślenie, że popularność zyskują wyłącznie blogi na temat podróży dookoła świata i miejsc egzotycznych. – Trzeba pamiętać, że większość czytelników z różnych względów nie może pozwolić sobie na takie wyjazdy, ale na przykład na dzień w Lublinie albo weekend w Cieszynie już tak – podkreśla Kamila Napora, autorka bloga Kami and the Rest of the World.
Blog z założenia jest osobisty – czytelnik szuka subiektywnego punktu widzenia. Liczą się niebanalne pomysły na banalne miejsca, wskazówki, przeżycia i własne zdanie – bo ważne jest to, jak autor pisze, nie skąd. Dobre blogi podróżnicze są zazwyczaj opiniotwórcze, a ich autorzy na pewno nie boją się dyskusji.
– Mam alergię na blogerów, którzy nie odpowiadają na komentarze. Moim zdaniem to brak szacunku wobec czytelnika, który poświęcił swój czas na przeczytanie wpisu i refleksję – dodaje Kamila. A o czytelnika trzeba dbać. Każdego, nawet tego, który nigdy nie ma nic miłego do powiedzenia.
Budowanie tożsamości
Zaczyna się proces budowania tożsamości. Czytelnicy muszą dowiedzieć się o nowej postaci w blogosferze, dlatego czas uruchomić machinę autopromocji. I absolutnie nie chodzi o spamowanie wszystkich wokół komentarzami typu „like for like”.
Na tym etapie z pomocą przychodzą media społecznościowe. Są nie tylko doskonałym kanałem komunikacyjnym w momencie, kiedy napisanie długiego wpisu jest z różnych względów niemożliwe. Zdjęcie na Instagramie, krótka notatka na Twitterze lub link do bloga wrzucony na Facebook na pewno nie zaszkodzą, a mogą ułatwić autorowi zgromadzenie szerszej publiczności.
Fot. Shutterstock.com
Kluczem jest autentyczność
Równie istotna jest autentyczność. Teksty pisane wyłącznie pod kątem dobrego pozycjonowania (czyli wysokiej pozycji w wynikach wyszukiwania) nietrudno rozpoznać. Takie zabiegi być może wypromują bloga w wyszukiwarkach, ale mogą skutecznie odstraszyć czytelników, którzy szukają na blogu światopoglądu autora, a nie komercyjnych trików.
Reguły tej stara się przestrzegać Ania Alboth: – Na dłuższą metę osobowość autora ma ogromne znaczenie. Osoby zainteresowane jednym konkretnym tematem odwiedzą bloga raz, a te zainteresowane sposobem patrzenia blogera na świat zostaną na dłużej – uzasadnia.
Więź między blogerem a czytelnikiem (a bez niej nie ma co myśleć o zdobyciu zaufania ewentualnych reklamodawców) pogłębiają też spotkania autorskie, prezentacje i pokazy slajdów.
– Takie zloty przynoszą ogromne korzyści: bloger zbliża się do czytelników, daje się lepiej poznać, ale również dowiaduje się od nich, co im się w blogu podoba, a nad czym można by jeszcze popracować – dodaje Ania.
5 rad Rodziny Bez Granic:
- Znajdź własny temat albo styl. Żeby się wybić, musisz zaprezentować coś wyjątkowego.
- Nastaw się, że zobaczysz efekty swojej pracy raczej po dwóch latach niż dwóch miesiącach. Blog podróżniczy to długoterminowy projekt. Bądź wytrwały i konsekwentny.
- Bądź profesjonalny. Nie publikuj byle jakich zdjęć, sprawdzaj fakty, podawaj źródła informacji.
- Nawiąż kontakt z innymi blogerami podróżniczymi – możesz liczyć na wsparcie.
- Nie bój się dać czytelnikom trochę siebie. W internecie historii są tysiące, a twoje spojrzenie tylko jedno. Przyciągnie innych, jeśli rzeczywiście jest ciekawe.
Korzyści z prowadzenia bloga podróżniczego
– Ostatni etap blogowania to ten, w którym pisze się już wyłącznie dla ludzi, nie dla siebie, bo blogowanie stało się naszą pracą. Blog umiera, zaczyna się biznes – Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik z Los Wiaheros przestrzegają przed utratą umiaru. Nikt nie ukrywa, że z czasem blogowanie może zacząć przynosić korzyści, jednak każdy postrzega je inaczej.
Według Alicji i Andrzeja największą wartość mają zaproszenia od czytelników. – Za każdym razem, gdy nasz czytelnik otwiera przed nami drzwi swojego domu, wiemy, że noce spędzone na walce z siecią gdzieś w Iranie lub górach Pamiru właśnie owocują. Dostajemy coś, czego kupić nie można: ludzką życzliwość i chęć poznania się – tłumaczą.
Od blogera do milionera?
Fot. Shutterstock.com
Oferty i zarobki przychodzą z czasem. Ogromną rolę odgrywa tutaj liczba stałych czytelników i ugruntowana pozycja w blogosferze. Ale uwaga! Łatwo się w tym wszystkim zatracić. Przyjmowanie każdej propozycji od reklamodawcy może narobić więcej szkód niż korzyści. Rodzina Bez Granic radzi, by starannie selekcjonować oferty.
– Większość propozycji jest zwyczajnie sprzeczna z naszymi przekonaniami. Nie zgodzimy się na wielką pieluszkę przelatującą na naszej stronie. Ani na promocję drogich, pięknych ubranek dla dzieci. Przyjmujemy niewielki odsetek ofert i musi to być coś, na czym skorzystamy my, dana firma, ale przede wszystkim czytelnicy – podkreśla Ania.
Zarabianie na blogu to nie to samo, co czerpanie korzyści z tego, co blogowanie niesie ze sobą. Może to być zaproszenie na wyjazd prasowy, prośba o recenzję hotelu w zamian za nocleg, możliwość publikacji większego tekstu na łamach jakiegoś czasopisma czy nawet propozycja wydania książki.
Jedno jest pewne – prowadzenie bloga podróżniczego nie jest szybką i łatwą drogą do bogactwa. Kwestię doskonale podsumowuje Andrzej Budnik: – Nie znam nikogo w Polsce, kto utrzymywałby się tylko dzięki blogowaniu o podróżach. Może dlatego, że jeśli jesteśmy już w drodze, to chcemy po prostu podróżować, a nie myśleć o internecie?